Syndrom Włoch – taką nazwę nosi nowa forma depresji, rozprzestrzeniająca się w Europie. Dotyka kobiety, które pracowały we włoskich domach jako opiekunki i sprzątaczki.
Przez 10 lat zajmowałam się niesprawną fizycznie staruszką. Jak większość badante we Włoszech pracowałam 24 godziny na dobę jako opiekunka, pielęgniarka, sprzątaczka i kucharka. Wolne miałam tylko niedzielne popołudnie. Tak wygląda zresztą standardowy etat imigrantki-badante. Kiedy moja podopieczna zmarła, postanowiłam wrócić do Polski. Dzięki pracy we Włoszech udało mi się spełnić większość marzeń: posłać obie córki na studia, wyremontować i urządzić dom, kupić samochód i zaoszczędzić trochę pieniędzy na czarną godzinę, czyli przewidywany czas potrzebny na znalezienie nowej pracy. W ciągu trzech miesięcy po powrocie schudłam 15 kilo. Miałam non stop „doła”, nieludzkim wysiłkiem było dla mnie wykonanie prostych czynności domowych. Płakałam co noc. Uporczywie wracały mi w myślach upokorzenia, których doznałam we Włoszech, pogrzeb męża, który zapił się na śmierć, twarze sąsiadów, którzy patrzyli na mnie z pogardą, bo zostawiłam same nastoletnie córki i schorowaną matkę, żeby zaopiekować się obcą, zniedołężniałą kobietą. W piątym miesiącu po powrocie wylądowałam u psychiatry. Obecnie funkcjonuję tylko dzięki psychotropom – opowiada łamiącym się głosem 52-letnia Krystyna (vel Cristina) pochodząca z niewielkiego miasta na Podkarpaciu.
Nie ma żadnych statystyk, które mówiłyby, jaki procent Polek, czy emigrantek w ogóle, pracujących we Włoszech jako opiekunki i pomoce domowe zapada na depresję. Jedno jednak jest pewne: praca 24 godziny na dobę, wieloletnia rozłąka z rodziną pozostawiają piętno na psychice każdej badante.
Syndrom Włoch
Andriy Kiselyov i Anatoliy Faifrych to dwaj psychiatrzy ze szpitala w Iwano-Frankiwsku na Ukrainie. W 2005 roku na ich oddział trafiły dwie młode kobiety cierpiące na głęboką depresję. Jedna z nich próbowała popełnić samobójstwo. Obie kobiety pracowały przez wiele lat jako opiekunki i pomoce domowe we Włoszech. Chociaż symptomy takie jak: obniżenie nastroju, brak apetytu, spadek wagi ciała, bezsenność i myśli samobójcze, uznawane są za klasyczne objawy depresji, obaj lekarze uznali, iż profil kliniczny tych dwóch pacjentek nie mieści się w standardowych opisach. Zauważyli, że obie pacjentki oprócz klasycznych symptomów depresyjnych manifestują również silnie zaburzone poczucie własnej tożsamości – nie potrafią określić swojego miejsca w świecie i w relacjach międzyludzkich.
Kiselyov i Faifrych uznają, że patologiczne reakcje behawioralne i emocjonalne leczonych przez nie pacjentek należy opisać w nowych kategoriach. Postanawiają nadać odrębną nazwę tej specyficznej formie depresji. Decydują się na termin „syndrom Włoch” od nazwy kraju, w którym kobiety pracowały, ale też kraju, w którym najwięcej w całej Europie zatrudnia się opiekunek-imigrantek.
Jako pierwszy na fenomen syndromu Włoch w mediach zwrócił uwagę włoski dziennikarz Alessandro Leogrande w artykule opublikowanym w „Fatto Quotidiano” pod koniec ubiegłego roku.
Eurosieroty
W 2010 roku Mihaela Ghircoias, psychiatra ze szpitala pediatrycznego w Jassy, w Rumunii, dokonuje zaskakującej obserwacji: na tysiąc dzieci leczonych z powodu poważnych zaburzeń psychicznych na jej oddziale połowa ma matki za granicą (a dokładniej we Włoszech), dokąd wyjechały za pracą (zazwyczaj w charakterze opiekunek). Niektóre z tych dzieci próbowały nawet popełnić samobójstwo – tłumaczy Ghircoias w wywiadzie udzielonym Alessandro Leogrande.
Leogrande zauważa, że na syndrom Włoch cierpią przede wszystkim Ukrainki, Rosjanki, Rumunki, Mołdawianki i Polki, to one bowiem najczęściej zatrudniane są na Półwyspie Apenińskim w charakterze opiekunek i pomocy domowych.
Depresja zaczyna się jeszcze we Włoszech
Maurizio Vescovi, lekarz z Parmy, jako jeden z pierwszych we Włoszech spotkał się w swojej praktyce lekarskiej z fenomenem depresji wśród colf i badanti. Na podstawie badań przeprowadzonych wśród imigrantek zarobkowych pochodzących z krajów zza żelaznej kurtyny stwierdził, że 25% z nich cierpi na “syndrom Włoch”. Ten alarmujący fakt zgłosił do Italian Study on Depression, zespołu badawczego funkcjonującego w ramach Istituto Mario Negri Sud.
– Opiekunki i pomoce domowe pracujące we Włoszech to często kobiety wykształcone. Wiele z nich porzuciło w ojczyźnie pracę nauczycielek, lekarek, menedżerek, pracowników naukowych, aby podjąć zatrudnienie w zawodach niewymagających wysokich kwalifikacji, jak choćby w charakterze sprzątaczek. Harują od świtu do nocy, często w zupełnie niewolniczych warunkach, aby utrzymać całą rodzinę w kraju. Po kilku latach zaczynają czuć się jak bankomaty, bo ich kontakty z bliskimi sprowadzają się właściwie do wysyłania paczek i pieniędzy – tłumaczy Svitlana Kovalska, prezes Associazione Donne Ucraine Lavoratrici in Italia (Stowarzyszenia Ukrainek Pracujących we Włoszech).
Ratujmy emigrantki i ich rodziny
Tatiana Nogailic, prezes AssoMoldave a Roma (Stowarzyszenia Mołdawianek w Rymie), uważa, że masowe wyjazdy do pracy za granicę kobiet z Europy Centralnej i Wschodniej nie ustaną w najbliższych latach. Włochy są krajem ludzi starych – tu opiekunki i pomoce domowe potrzebne są jak tlen. I chociaż ich zarobki to żadne kokosy w zachodnioeuropejskich realiach, to jednak pozwalają na utrzymanie rodziny w kraju pochodzenia. Jej zdaniem utopią jest myślenie, iż Rumunki, Ukrainki, Mołdawianki czy Polki przestaną przyjeżdżać do Włoch z obawy przed nabawieniem się chorób fizycznych i psychicznych. Jej zdaniem, aby przeciwdziałać pladze depresji, potrzebna jest zmiana sytuacji tych kobiet tu, we Włoszech, gdzie pracują. Badanti nie mogą być traktowane jak maszyny. Każdy prędzej czy później zwariuje, pracując w rytmie 24 godziny na dobę. Dlatego potrzebna jest skuteczna polityka integracyjna, która umożliwi tym kobietom życie godne i normalne oraz ustrzeże je przed pracą w niewolniczych warunkach.
Danuta Wojtaszczyk
Artykuł został opublikowany w numerze 16/2012 (1-15 września 2012 ) „Naszego Świata”.