in

Ankona, Loreto – rocznica wyzwolenia. Refleksja małego Jasia

Trudno w obecnych czasach wydobyć piękno przekazu z szumu pośpiesznie przekazywanych sprawozdań i zapisów. Być może nasze pokolenie wyzbyło się już zupełnie umiejętności pisania z jakim mieliśmy styczność w ławach szkolnych, gdzie dzieła literatury odkrywały przed nami kunszt przekazywania wrażeń. Mamy jednakoż okazję niepowtarzalną, by ostatnim nielicznym uczestnikom bitwy o Ankonę oddać należny hołd i pokazać, iż będziemy trwać przy drogowskazie, jaki pozostawili dla następnych pokoleń.

Czym skorupka nasiąknie za młodu…

Maleńki Jaś po raz pierwszy przybył do Loreto jeszcze w matczynym łonie w ostatnim dniu czerwca 2009 roku. Uczestniczył wówczas w ostatnim pożegnaniu odnalezionych w 2003 r. szczątków dwóch nieznanych żołnierzy polskich. Los ostatecznie pozwolił im spocząć dokładnie po 65. latach od ciężkiej bitwy, jaką stoczył wówczas 3. batalion 3. Dywizji Strzelców Karpackich nad rzeką Chienti. Była to jedna z wielu bitew 2. Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa prącego wzdłuż via Adriatica w kierunku Ankony.

30 czerwca 2009 r. rodzice Jasia nie mogą zapomnieć z innego też powodu. Pierwszą napotkaną tego dnia osobą, z jaką rozmówiliśmy się, zdawać by się mogło przypadkowo, była kobieta w średnim wieku o nie włoskiej urodzie. Okazało się, że przybyła równolegle z nami tego samego dnia, jednak aż z dalekiej Argentyny, by odwiedzić rodzinne miasto. Kobieta ta przedstawiła się nam, jako córka jednego z polskich wyzwolicieli Loreto i uparła się zaprowadzić nas na polski cmentarz u stóp Bazyliki, pomimo że znaliśmy doskonale drogę do tego miejsca. Tak też uczyniła, po czym spojrzała na nas przenikliwym wzrokiem wypowiadając jednocześnie słowa, których nie przystoi, abyśmy sami sobie tłumaczyli – voi fate le cose buone – i oddaliła się pośpiesznie, znikając tak szybko jak wcześniej zjawiła się w naszej obecności. Do dziś nie możemy sobie w żaden racjonalny sposób tego wydarzenia wytłumaczyć. Pozostał nam we wspomnieniu natomiast wspólny dreszczyk i oniemienie, których nie sposób zapomnieć. Tak właśnie maleńkiego Jasia po raz pierwszy witało bliskie naszemu sercu nadadriatyckie miasto.

Loreto 2012 r.

Po upływie trzech lat od tamtych chwil, Jaś jest już chłopcem, który na widok ojca wdziewającego mundur żołnierzy gen. Andersa, wypowiada z iskrą radości i ożywienia w oczach słowo – Cassino i staje przy drzwiach wyjściowych kierując kolejną wypowiedź do mamy – jedziemy!

Krzysztof Piotrowski z synem Jasiem

Jaś obowiązkowo musiał uczestniczyć w tegorocznych uroczystościach w Loreto i Ankonie (dla niego tego drugiego), gdzie zapowiedzieli swoją obecność oficer patrolu, który jako pierwszy wkroczył do wyzwalanego miasta pamiętnego 18 lipca 1944 r. Tomasz Skrzyński oraz Profesor Wojciech Narębski, czasem pisujący też listy do malca i podpisując je wtedy Dziadek Wojtek mały.

Nie sposób tutaj, nie opowiedzieć w krótkich słowach, jak wiele zawdzięczamy wyjątkowej pracy Profesora, który od 1972 r. z wielkim sukcesem nawiązał współpracę z władzami Ankony oraz przedstawicielami regionu Marche. Jednym z wspaniałych efektów nawiązanej współpracy było m.in. odsłonięcie tablicy pamiątkowej na Bramie św. Stefana, w roku, gdy na świat przychodził ojciec późniejszego bohatera dzisiejszej refleksji. Przyjaźń Profesora z gen. Antonio Ricchezza oraz upływ dalszych lat powiększały liczbę zabiegów ocalających od zapomnienia dzieło żołnierzy gen. Andersa na ziemi włoskiej. Sprawie zainicjowanej przez Profesora coraz bardziej przychylni stawali się również włoscy przyjaciele podejmując się szczegółowego opisania wspólnych walk oddziałów 2. Korpusu Polskiego i Corpo Italiano di Liberazione w bitwie o Ankonę. To właśnie dzieło, zapisywania historii, wpływa na utrwalenie przyjaźni pomiędzy naszymi narodami i doczekało się ostatecznie kulminacyjnego uhonorowania, bowiem na ponawiany wniosek Profesora, naszych włoskich przyjaciół odznaczono w czasie tegorocznych obchodów rocznicowych. Profesor apelował również, aby do programu uroczystości wprowadzono oddanie braterskiej czci żołnierzom Dywizji Spadochronowej ‘Nembo’ przy pomniku w Filottrano, gdzie brali oni udział wspólnie z żołnierzami polskimi w wyzwoleniu tego miasta. Apel Profesora poszerzony był także o złożenie wizyty w Muzeum Wyzwolenia Ankony w Offagna. Może warto tutaj przytoczyć słowa uczestnika bitwy o Filottrano w szeregach CIL płk. Edwarda Perkowicza wypowiedziane tuż po jej zakończeniu, by nie zapominać, czym wówczas były te dni braterstwa naszych narodów – Considererò questo giorno della mia permanenza tra i magnifici ragazzi della Libera Italia tra i più belli della mia vita oraz słowa skierowane przez włoskich żołnierzy do Pułkownika – Colonello, voi vi battete per la giustizia, non per il vostro interesse, ma per la giustizia. Vi battete dapertutto. Conosciamo la vostra parola d’ordine: “Per la vostra e la nostra libertà”. Tak było wówczas.

Dziś martwi, że wielu współczesnych nam historyków, pomimo iż zagadnienie bitwy o Ankonę doczekało się wielu opracowań, pomija zupełnie lub unika podkreślenia wspólnego dzieła oddziałów polskich i włoskich. Profesor apeluje przy tym stale, aby nie zapominano także o braterstwie naszych oddziałów i by składano też hołd poległym pod naszym dowództwem ponad 300 żołnierzom włoskim Corpo Italiano di Liberazione, którzy spoczęli wraz ze swoim dowódcą gen. Umberto Utili w Mignano Monte Lungo. Mały Jaś wysłuchał tego apelu i w grudniu ubiegłego roku wziął udział w uroczystości na włoskim cmentarzu niewiele odległym od tego jego wszechobecnego Cassino.

Hymn Narodowy

Warto również wspomnieć, iż dzięki kolejnej inicjatywie Profesora tegoroczne uroczystości w Loreto wzbogacił swą obecnością włoski chór Spore z Bolonii, w którego repertuarze, dzięki przesłaniu przez Profesora nut ze słowami, znalazły się trzy utwory wykonane pięknie w języku polskim – „Żołnierski szlak”, „Czerwone maki na Monte Cassino” i „Mazurek Dąbrowskiego”, który od 1927 roku jest naszym hymnem narodowym. Ten ostatni utwór świętuje w tym roku swe 215. lecie, które zamierzano uroczyście obchodzić w Reggio Emilia, gdzie powstał, jednak skutki tegorocznego trzęsienia ziemi wpłynęły na zmianę pierwotnego programu połączonych uroczystości organizowanych przez stronę polską.
Tymczasem, włoski chór młodzieżowy z Bolonii powiększył się wyjątkowo w czasie swego występu w Loreto o jednego Polaka, co w pierwszym momencie wprawiło w trwogę ojca Jasiowego, gdyż to właśnie jego synek sam dosunął krzesło i na nie się wdrapał, by zwiększyć akompaniament instrumentalny. Jaś wypadł jednak wzorowo wywołując uśmiechy naszych włoskich przyjaciół, a ojciec młodzieńca odetchnął w spokoju, gdyż Jasiowe POLAND – y na rękawach pasowały pięknie do odśpiewanych utworów.

Historia kołem się toczy…

Następnego dnia, 18 lipca, gdy Jaś przekroczył Porta Santo Stefano – należące już na zawsze w pamięci do Tomka Skrzyńskiego oraz jego plutonu – i po wzięciu udziału w uroczystościach w Ankonie przyszła pora pożegnania wyjątkowej delegacji oraz powrotu do Rzymu. Powiada się, że wszystko musi mieć kiedyś swój kres.

Przy trasie powrotu, malowniczo położone było zaś miasteczko Fermo, jednak nie jego piękno było głównym celem wizyty Jasia. Dzięki wyjątkowej życzliwości Pani Konsul Jadwigi Pietrasik oraz wcześniej przekazanych przez płk. Andrzeja Sarnę ojcu Jasiowemu wspomnień żołnierskich kapitana Engelberta Czellnika, nasunęła się myśl obowiązkowego odwiedzenia tego tak wysokiego rangą oficera z dowództwa 2. Grupy Artylerii 2. Korpusu Polskiego. 97 – letni staruszek oczekiwał nas ucieszony w drzwiach kamienicy, którą zamieszkuje z równie wiekową małżonką, Panią Lidią.

Płk Engelbert Czellnik

Stan zdrowia Pana Czellnika nie pozwolił mu jednak uczestniczyć w uroczystościach w Loreto i Ankonie, pomimo iż ze wszystkich zaproszonych weteranów walk miał do tych miejsc, można by rzec, najbliżej. Wyjątkowo ciekawa historia losu i szlaku wojennego kapitana Czellnika będzie jednak tematem innej opowieści, gdyż nie miejsce tutaj na nią. Najważniejsze, iż dzięki tej wizycie udało się ustalić, że przez pewien okres służby Pan Czellnik był w czasie kampanii libijskiej pułkowym kolegą Mieczysława Heroda w 1. Pułku Artylerii Lekkiej jak również wyżej wspominanego Tomka Skrzyńskiego w ramach Pułku Ułanów Karpackich.
Pan Herod, kawaler Orderu Virtuti Militari za kampanię wrześniową, zapowiedział już, iż będzie mógł odnowić przerwany kontakt z dawnym kolegą ze służby. Tak właśnie mały Jaś dopomógł w odnalezieniu się wspólnym rozrzuconych po świecie żołnierzy polskich i przeniósł honory z uroczystości do domu Kapitana.

Tajemnicze Fermo

Miasteczko to skrywa przed Jasiem jeszcze wiele innych historii wartych odkrycia, a które splatają się z legendą legionistów generała Dąbrowskiego i żołnierzy generała Andersa, innymi słowy, dokładnie temu, czemu poświęcono planowany program tegorocznych uroczystości rocznicowych. „ Z ziemi włoskiej do Polski…”

Wspomnienia warta jest też tutaj historia rodziny o polskich korzeniach odkrytej przez oficera 15. Pułku Ułanów Poznańskich stacjonującego w Fermo z końcem września 1944 roku. Romuald Kobecki, bo o nim tu mowa, wpatrując się z tarasu pałacu hrabiego Conti w dolinę poniżej Fermo, postanowił odwiedzić jedną z wypatrzonych chat. Po dotarciu do niej następnego dnia spotkał tam kowala i jego syna nazwiskiem Saraci. Kowal zapytał – Signor Polacco?, a następnie opowiedział historię swojego dziada Michała Saraka, który pochodził z sandomierszczyzny i służył pod sztandarami Legionów gen. Dąbrowskiego, biorąc udział w wielu bitwach.

Po zakończonej kampanii napoleońskiej zawędrował ranny w poszarpanym mundurze aż do Fermo, gdzie osiadł się i ożenił z córką miejscowego kowala…

Jaś z pewnością powróci do tego miasteczka by odwiedzić Pana Czellnika, który podarował malcowi na pożegnanie pudełko pysznych ciastek maślanych i aby odszukać rodzinę Saraków o zwłoszczonym z czasem nazwisku Saraci…
Będzie też Jaś z pewnością trwał przy drogowskazie wyznaczonym nam przez żołnierzy Generała Andersa. Czyni to od najwcześniejszych chwil swojego życia…

Artykuł ten jest podziękowaniem za wieloletni ogrom pracy i poświęcenie Profesora Wojciecha Narębskiego w upamiętnieniu szlaku bojowego żołnierzy Generała Andersa oraz dla jego działalności na rzecz utrwalenia polsko – włoskiego braterstwa broni.

Składam również podziękowanie przedstawicielom polskich i włoskich władz i instytucji za piękne przygotowanie tegorocznych uroczystości rocznicowych w Loreto i Ankonie oraz za wysłuchanie i przychylność wobec nieocenionego, choć osamotnionego głosu Profesora Narębskiego w wielu bezcennych wnioskach i inicjatywach.

Krzysztof Piotrowski

Bra fitting, czyli słodka rewolucja stanikowa we Włoszech

Do Włoch…przez pół Europy. Historia polskiego emigranta