in

11 LIPCA 1923 ROKU: Kradzież relikwii św. Wojciecha ze skarbca katedry gnieźnieńskiej

Kopia relikwiarza św. Wojciecha skradzionego w 1923 r. z katedry gnieźnieńskiej (Wikimedia), Informacja o wyznaczonej nagrodzie opublikowana w Kurjerze Poznańskim 15.07.1923. (www.wbc.poznan.pl )

Dnia 11 lipca 1923 roku pomiędzy godz. 11 a 12 w południe dokonano kradzieży, którą nazwano „prawdziwą klęską narodową”. Ze skarbca katedry gnieźnieńskiej, oprócz drogocennych kielichów i monstrancji, zrabowano relikwiarz głowy św. Wojciecha, który wystawiano do publicznej czci w uroczystości patronalne – miał kształt ośmiokątny, wysadzany był szafirami i perłami, na ścianach wygrawerowane były sceny z życia męczennika. „Była to czwarta w dziejach katedry kradzież: po czeskiej w 1039 r., krzyżackiej w 1331 r. i szwedzkiej w 1660 r. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone z braku dowodów. Nie natrafiono na ślady zuchwałego świętokradztwa, które aż po dziś należy do tajemnic katedry gnieźnieńskiej” – napisał ks. Kazimierz Śmigiel w książce pt. „Biskup Antoni Laubitz 1861-1939” (Wyd. Kuria Metropolitalna w Gnieźnie 1994).
Dlaczego o tej kradzieży piszemy na portalu dla Polaków we Włoszech???

Dlatego, że relikwie, które obecnie znajdują się w katedrze gnieźnieńskiej pochodzą z Rzymu!

 „Po kradzieży domniemanej relikwi głowy św. Wojciecha w Gnieźnie w roku 1928, kardynał August Hlond, Prymas Polski otrzymał za zgodą papieża Piusa XI, dnia 5 grudnia, mały fragment kości, liczący około 10 cm. Przy tej drogiej pamiątce modlił się obecnie [w 1997 r.] Ojciec św. Jan Paweł II i spotkali się przywódcy państw jako znak nadziei na nowe, braterskie zjednoczenie Europy.” – napisał o. Hieronim Fokciński SJ w artykule pt. „Relikwie św. Wojciecha w Rzymie” opublikowanym w roku 1997 na łamach Biuletynu Informacyjnego Polonia Włoska nr 3 (4).

Prymas Polski Kardynał August Hlond (Wikimedia), Kaplica św. Wojciecha w kościele pw. św. Bartłomieja na Wyspie Tyberyjskiej w Rzymie (Fot. A. Rola-Bruni, 23.04.2019)

Fragment kości, o którym pisze o. Fokciński SJ pochodzi z ramienia, które Otton III otrzymał od Bolesława Chrobrego w roku 1000 i, po pozostawieniu pewnej jego części w Akwizgranie, złożył w Rzymie w kościele „inter duos pontes” – „między dwoma mostami” – na Wyspie Tyberyjskiej.

Kradzież relikwii z katedry gnieźnieńskiej odbiła się głośnym echem w prasie polskiej. W dniach 13-21 lipca 1923 codziennie pisał o tym rabunku Kurjer Poznański. Informacje były przedrukowywane w innych gazetach, np. w krakowskim „Czasie” 14 i 18 lipca.

Poniżej zamieszczam kilka wiadomości z „Kurjera Poznańskiego”. Dociekliwi Czytelnicy znajdą więcej artykułów na stronie Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej. Zdygitalizowane egzemplarze „Kurjera” pochodzą ze zbiorów Biblioteki Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
Agata Rola-Bruni

„Kurjer Poznański” 13 lipca 1923 r. (nr 156)

Świętokradztwo w tumie gnieźnieńskim.
Gniezno, 12.7. (Tel. wł.) Wczoraj, w środę między godz. 11 a 12 w południe dokonano potwornej kradzieży w katedrze gnieźnieńskiej. Złodzieje, których było kilku, dostali się do kościoła pod pozorem zwiedzenia go i okradli doszczętnie skarbiec kościelny, zabierając nawet głowę św. Wojciecha, spoczywającą w złotym relikwiarzu.
Kościelny zauważył kradzież już o godz. 12, doniósł jednak o niej policji dopiero o godz. 18-ej. Został natychmiast aresztowany.
Świętokradcy uwieźli łup prawdopodobnie automobilem, widziano bowiem w krytycznym czasie stojący przed katedrą automobil. Po pewnym czasie wyszedł z katedry jakiś mężczyzna z walizką w ręce, wsiadł do automobila i odjechał. Był to prawdopodobnie jeden ze sprawców kradzieży.
Mi. skradziono 7 kielichów złotych, monstrancję i bezcennej wartości relikwiarz.
Według danych wyników dochodzeń bandyci podzielili się czynnościami, mianowicie 3 z nich zajęło rozmową kościelnego, a czwarty w tym czasie obrabował skarbiec. Zarządzono pościg za złoczyńcami.
Wartość skradzionych przedmiotów nie da się nawet w przybliżeniu obliczyć.
W mieście panuje wielkie poruszenie i przygnębienie.

Świętokradztwo w katedrze gnieźnieńskiej.
Szczegółowe dane co do zrabowanych przedmiotów. – W jaki sposób uskuteczniono plan rabunku?

Gniezno, 13 lipca 1923.
Z kół katedralnych w Gnieźnie otrzymujemy następujacą informację:
Skarbiec katedry gnieźnieńskiej, mieszczący się w południowej wieży z wejściem od starego kapitularza, zaopatrzonem w ciężkie podwójne drzwi żelazne i skomplikowane zamki, zabezpieczono jeszcze silniej w ciągu ostatnich dwóch lat przez częściowe zamurowanie jedynego na zewnątrz wychodzącego okna i wzmocnienie słabego sklepienia na metr wysokim betonem. Co noc czuwał w starym kapitularzu jeden ze stróżów, któremu do pomocy psa dodano. Niedaleko pzry wejściu do biblioteki sypiał w osobnej izbie jeden z kościelnych. Zastosowanie tych środków celem zabezpieczenia skarbów katedralnych miało na oku głównie napady nocne przy użuciu siły i mogło uchodzić za wystarczające. Za dnia osobnego stróża nie było, ale obydwaj kościelni i stróże mieli obowiązek tak się urządzić, ażeby przynajmniej jeden z nich stale był w kościele.
Utartym zwyczajem, podobnie jak i w innych katedrach, pokazywano zwiedzającym skarbiec, często pod przewodnictwem jednego z księży ale z reguły przez kościelnych, ludzi o wypróbowanej wierności. Jeden egzemplarz kluczy był w ręku kapituły, a drugi schowany w ukryciu katedry, służył kościelnym.
Przed dwoma laty, gdy rozpowszechniły się napady na kościoły, z polecenia jego Eminencji skarbiec dla szerszej publiczności zamknieto. Kapituła, natarczywie nagabywana przez liczne Towarzystwa i wycieczki, które z dalekich stron Polski celem zwiedzenia katedry do Gniezna przybywały, godziła się na wyjatki, które w końcu zmieniły się w reguły. zastrzeżono jednakowoż, że wstęp do skarbca dozwolony jest tylko w czasie, gdy w kościele jest więcej ludzi i przy znacznej liczbie zwiedzających.
Przedmioty w skarbcu złożone, umieszczone były w wielkiej witrynie dębowej z ruchomą frontową oszkloną ścianą, zamykaną na klucz.
Ohydna kradzież, której dopuścili się zbrodniarze w ubiegłą środę, miała przebieg, który po ostatecznych stwierdzeniach dnia dzisiejszego, szczególności przez zdemontowanie drzwi żelaznych i zbadanie wnętrza znacznie odbiega od dotychczasowego przedstawienia w prasie. Mianowicie stwierdzono wobec przedstawicieli prokuratorji, kapituły i rzeczoznawców, że współwina kościelnego zupełnie jest wykluczona, że bandyci stali wobec prawidłowo zamkniętych drzwi, że drzwi nie otworzono ani jednym z kluczów kapitularnych ani podrobionym z ich odcisku, tylko samodzielnie skonstruowanym własnym instrumentem, którego koniec pozostał w zamku. Rzeczoznawcy przyszli do przekonania, że klucz ten został sporządzony przy długotrwałej i mozolnej pracy powolnego dostosowywania klucza z bardzo miękkiego kruszczu do konstrukcji zamku i wygotowywania podług uzyskanego modelu klucza z twardego metalu. Widać na nim dokładnie poprawki i i przylepki, a spręzyny wewnętrzne okazują prawie bez wyjątku silne ślady zarysowania przez instrument niezupełnie jeszcze gotowy. Wynika stąd, że rabunek nie nastąpił samorzutnie z okazji pokazywania skarbca, ale był wynikiem długiego i systematycznego przygotowania i zostałby urzeczywistniony, chociażby skarbiec był bezwzględnie zamknięty dla publiczności. Ukryte miejsce starego kapitularza, z którego wstęp prowadzi do skarbca, ułatwiał bandytom przygotowanie kluczy – do obydwóch zamków.
Sądząc z zeznań dotychczas przesłuchanych świadków, świętokradcza kradzież miała następujący przebieg:
W środę 11 b.m. około godz. 10 przybyła wycieczka nauczycieli i nauczycielek z Krakowa w liczbie około 40 osób z prośbą o oprowadzenie uczestników po Katedrze i pokazanie skarbca. Dyżurny kościelny Gozdowski rozpoczął od zwiedzenia skarbca, przy którym wycieczkowcy się zgromadzili, a po ukończeniu objaśnień zamknął skarbiec nietylko na zatrzask ale i na klucze. Konstrukcja zamku jest bardzo zmyślna i skomplikowana.
Gdy kościelny z całem towarzystwem oddalił się w okolicę wielkiego ołtarza, a w sąsiedztwie starego kapitularza na razie nie było ludzi, zjawiło się w kościle trzech porządnie ubranych mężczyzn, przybyłych – jak się później okazało – samochodem z zasłoniętym numerem wozu, którzy niosąc przerzucone przez lewą rękę płaszcze, a pod nimi średniej wielkości walizy, weszli do kapitularza i stamtąd wtargnęli do skarbca, otworzywszy żelazne drzwi własnemi kluczami. Po zrabowaniu skarbca przez podważenie drzwi witryny, co nie zajęło wiele czasu, udali się złoczyńcy do samochodu, którym około 11 odjechali, przez nikogo nie zaczepieni. Gdyby posterunek policji był w pobliżu, niechybnieby zatrzymał automobil bez numeru, ale niestety mimo zanoszonych prośb nie udało się kapitule spowodować odnośnych władz do przekazania stałego posterunku czy to wojskowego czy policyjnego w bezpośredniej okolicy Katedry. Zgodzono sie na tę koncesję raz jeden, gdy przed rokiem zaalarmowano władze o zamierzonym napadzie na Katedrę, ale po krótkim czasie posterunek cofnięto.
Spustoszenia wyrządzone w skarbcu są starszne i niepowetowane, stanowiące nietylko niewymowną startę dla kościoła ale prawdziwą klęskę narodową. Zrabowano wszytskie przedmioty złote, pozostawiając wszystkie srebrne. A więc ze złotych najdroższy skarb narodu relikwię głowy św. Wojciecha, klejnot, który przetrwał wszystkie burze i nieszczęścia narodu przez dziewięć wieków, a teraz stał się łupem potwornych zbrodniarzy, poza tem bezcennej wartości artystycznej kielichy prymasów Radziejowskiego, Łubieńskiego, Komorowskiego, Poniatowskiego i Potockiego, szósty skromniejszy Kawczyńskiego i mały kielich misyjny, darowany kardynałowi Ledóchowskiemu przez królową Krystynę. Bardzo bolesną jest strata szczerozłotej monstrancji bogato ozdobionej smaragdami, dar prymasa Szembeka wespół z kapitułą, jakkolwiek pod względem zabytkowym przedstawia mniejszą od kielichów wartość. Mniejsze przedmioty złote jak krzyże i pierścienie znajdujące się przypadkiem w innem miejscu uszły zbójeckim rekom rabusiów.
Srebrne, a pomiędzy niemi i grubo złocone przedmioty pozostały nietkniete, a więc trzy monstrancje, trzy drogocenne średniowieczne relikwiarze głów św. męczenników, dwa wielkie krzyże z drzewem Krzyża św. i pomniejsze rzeczy.
Cios, który spotkał przez to bezprzykładnie potworne świętokradztwo przymasa, kapitułę i cały naród jest tem boleśniejszy, że jak z podsłuchanej rozmowy złoczyńców przypuszczać można, wymierzony jest przez własnych rodaków.
Kapituła wyznaczyła nagrodę za wypośrodkowanie złoczyńców i skradzionych przedmiotów, stawioną jej do dyspozycji przez jednego ze szlachetnych obywateli gnieźnieńskich w sumie dzisięciu miljonów marek.

10 miljonów nagrody.
W pogoni za sprawcami zbrodni świętokradzkiej w tumie gnieźnieńskim.

Jak bolesnem echem odbiła się w społeczeństwie zbrodnia świętokradztwa w tumie gnieźnieńskim, tego dowodzi fakt, że w katitule gnieźnieńskiej złożył pewien zacny obywatel kwotę 10 000 000 mkp. (dziesięć miljonów marek polskich) z przeznaczeniem ofiarowania ich temu, kto przyczyni się do wykrycia sprawców bezecnej kradzieży w katedrze gnieźnieńskiej i odnalezienia chociaż części skradzionych skarbów. O przyznaniu nagrody decyduje ks. Infułat Laubitz w porozumieniu z prokuraturą przy Sądzie Okręgowym w Gnieźnie z wyłączeniem drogi skargi cywilnej.
Wszystkie dzienniki prosi o przedruk powyższego p. Prokurator przy Sądzie Okręgowym w Gnieźnie.
Nadto prosi p. Prokurator w Gnieźnie właścicieli składów automobilów oraz właścicilei automobilów o podanie do tut. Prokuratury, kto wynajmował dnia 9 lipca lub w dniach poprzednich na przeciąg kilku dni auto otwarte ciemnozielonego koloru na cztery do sześć osób.

Nagrody za wykrycie sprawców świętokradztwa w Gnieźnie
Potworne świętokradztwo, dokonane w katedrze gnieźnieńskiej, wywołało w społeczeństwie naszem zrozumiały potężny odruch, ujawniający się nietylko w oburzeniu, ale przedewszystkim i poświęceniu pełnej gotowości współpracy z władzami naszemi w celu wykrycia zbrodniarzy i odzyskania skradzionych relikwij. Współpraca ta w pierwszej mierze zaznacza się tem, że poszczególne jednostki wychodzące z założenia, iż jedynie bardzo znaczna nagroda pieniężna, jakiej trudnoby było żądać dziś od Skarbu Państwa, może pzryczynić się wydatnie do wykrycia zbrodniarzy, składająznaczniejsze kwoty jako premje.
Z takąż inicjatywą, zakrojoną na szerszą skalę, wystapił w szczególności p. wojewoda poznański. Przed kilku dniami zwrócił się on osobiście do Dyrekcyj wszystkich banków tutejszych z gorącym apelem w kierunku poparcia akcji władz przez złożenie na wsomniany cel wiekszych ofiar pieniężnych. Apel p. Wojewody, jak się okazuje, nie pozostał głosem wołającego w puszczy. Deklaracje poczynają już wpływać. Mianowicie w dniu 19. bm złożyli w Kasie Skarbowej w Poznaniu na konto: „Nagroda dla wykrycia zbrodni w katedrze gnieźnieńskiej” do dyspozycji p. Wojewody poznańskiego: Bank Przemysłowców T. A. w Poznaniu 10 miljonów marek, Bank Poznańskiego Ziemstwa Kredytowego 3 miljony marek oraz Bank Osadniczy T. A. w Poznaniu miljon mk. Wymieniając dary powyższe z najszczerszem uznaniem dla hojnych ofiarodawców, wyrażamy nadzieję, że dalsze ofiary popłyną niemniej obficie. Wszakże idzie tu o cel zbożny, o wykrycie sprawców potwornego świętokradztwa i odzyskanie z powrotem skarbów świętych. Ofiara na ten cel złożona, dowiedzie raz jeszcze, jak silne wężły łączą społeczeństwo z Kościołem św.

 

 

 

 

8. Narodowe Czytanie w Rzymie

dominika zamara

Dominika Zamara w roli Donny Elviry w operze “Don Giovanni” Mozarta