Otrzymaliśmy i publikujemy
O ważnych faktach historycznych jesteśmy przyzwyczajeni opowiadać z patosem.
W szkole uczyli nas życiorysów wielkich dowódców i zwycięskich bitew.
Niestety o zwykłych żołnierzach, o ich zaangażowaniu i poświęceniu dla Ojczyzny nikt w podręcznikach nie pisze. A przecież to oni jak pionki zostali postawieni na szachownicy wielkich wydarzeń, które przeszły do historii. To im zawdzięczamy finał.
To ich matki i ojcowie, to ich nauczyciele uczyli miłości do Ojczyzny i służenia jej choćby trzeba było oddać za nią swe młode życie.
Polscy żołnierze biorący udział w kampanii włoskiej doskonale o tym wiedzieli. Byli dumni, że walczą w słusznej sprawie.
Jeszcze dobrze nie zagoiły im się rany odniesione pod Monte Cassino czy Ankoną, wiosną 1945 znów musieli stanąć oko w oko z wrogiem. Ta decydująca bitwa kosztowała ich ponad 1400 istnień ludzkich. Zaledwie cztery dni po wyzwoleniu Imoli, trzeba było zdobyć Bolonię.
Pozycje nieprzyjaciela znajdowały się za rzeką Gaiana. Rankiem 19 kwietnia po całonocnych przygotowaniach, spowici poranną mgłą Szwadron “Skorpionów”, Szwadron “Dzieci Lwowskich”,
Ułani i Komandosi wkroczyli do akcji przeciw kompanii niemieckich spadochroniarzy.
Piechurzy ostrzeliwani ze spandałów i moździerzy niemieckich musieli się czołgać w wysokiej mokrej trawie, wspomagani przez czołgi. Trudno było iść na przód gdy kule świstały nad głowami a Tomsony kosiły zawzięcie. Aby wykonać rozkaz przełożonych i utrzymać przyczółek na rzece, podporucznik Karol Batko dokonuje niezwykłego czynu. Wyskoczył prosto na stanowisko niemieckiego spandała. Za jego przykładem idą pozostali. Są straty w ludziach. A ranny porucznik Janusz Łempicki zanim skona, wyda ostatni rozkaz. Po sforsowaniu Gaiany trzeba było zająć szybko i sprawnie, nie narażając nikogo, kościółek i cmentarz gdzie Niemcy zbudowali bunkry i atakowali. Po zaciętych walkach hitlerowcy, widząc swe beznadziejne położenie poddali się i poszli do niewoli. Ogień artyleryjski jest skierowany na czołgi, które stają w płomieniach. Niejednokrotnie załoga takiego czołgu musi ratować się ucieczką.
Jak wielki dramat przeżywali dowódcy kiedy sami poparzeni i wyczerpani nie byli w stanie uratować rannych członków swojej załogi ,która pozostała w trawionym przez ogień czołgu paląc się żywcem. A iluż rannych wydało ostatnie tchnienie na rękach doktora pełniącego dyżur w punkcie opatrunkowym ? Na to pytanie doprawdy trudno dać odpowiedź.
Aleksander Grobicki przekazuje takie wspomnienie o punkcie opatrunkowym:
“Napływają ranni. Poszarpane mięśnie,potrzaskane kości,poparzone ciała. Oczy zamknięte lub rozwarte, przerażone lub obojętne. Niemcy i Polacy. Czasami jakiś cywil-Włoch.
Doktor Kryszek w rozchełstanej , krwią poplamionej koszuli z zakasanymi rękawami siedzi na skrzyni i ciężko dyszy, ale zrywa się zaraz , bo na drodze widać już pędzący w tumanach kurzu ambulans “ Stuart “z rannym”.
Ranni, którym nie było dane dotrzeć na punkt opatrunkowy zanim skonali na polu bitwy, mogli skorzystać z posługi kapłańskiej. Ks. Gerard Waculik z fioletową stułą na szyi, nie bacząc na niebezpieczeństwo szedł do tych, którzy rzęzili w agonii. Podczas takiej posługi gdy udzielał rannemu absolucji dosięgła go kula niemieckiego snajpera. A w chwilę po tym haniebnym czynie snajper został ranny i przewieziony na punkt opatrunkowy. Gdyby nie dr Kryszek świadkowie śmierci ks. Waculika obecni w punkcie sanitarnym, dokonaliby na Niemcu samosądu. Doktor skierował rannego do szpitala polowego. Doktora obowiązywała przysięga Hipokratesa.
A zmarłych zarówno Polaków jak i Niemców sanitariusze zawijali w koce i składali w stajni, jednych obok drugich ,bez różnicy.
A gdy ucichły strzały , ustały pożary i Polacy dotarli do Poggio i Gaiany, przyszedł do wykonania nowy rozkaz: trzeba wyzwolić Bolonię. Ale zanim Polacy doszli do miasta, po drodze musieli pokonać niemiecki opór w Idice i San Lazzaro i przejść rzekę Savena. Droga n° 9, ta do Bolonii była pełna dziur po bombach a miejscami zaminowana.Trzeba było być ostrożnym.
Polski żołnierz na nic nie zważając wziął do serca słowa swojego dowódcy, które usłyszał przed wymarszem a brzmiały one następująco: “Niech wam towarzyszy szczęście żołnierskie.To dla Polski! Dajcie z siebie wszystko”.
Zrozumieli, że od nich zależy bieg historii. Dali z siebie wszystko. Polska dała w ofierze 1432 synów, by zapewnić Bolonii wolność.
Rankiem 21 kwietnia 1945 Polacy wraz z patriotami z Brygady “ Maiella”, którzy ramię w ramię walczyli “za wolność naszą i waszą “ jako pierwsi wyzwolili Bolonię.
Mieszkańcy witali ich z wielkim entuzjazmem.
A my ? Ilekroć będziemy w San Lazzaro di Savena i będziemy spoglądać na rząd białych krzyży,
powinniśmy się zatrzymać i podumać :
“ile męki , ile cierpienia, ile przelanej krwi ,ile wylanych łez “
było potrzebnych, by Bolonia stała się wolna”