Do dobrego tonu należało niegdyś spędzenie ostatnich dni karnawału w Rzymie. To tutaj spotykała się śmietanka towarzyska z całej Europy – wśród niej również przedstawiciele polskiej arystokracji. Nie brak literackich i malarskich opisów zabaw oraz widowisk, z których słynęło Wieczne Miasto. Niektóre zarezerwowane były dla sfer wyższych, w innych, bez zbędnych konwenansów, mogli uczestniczyć wszyscy. Na zakończenie karnawału pragnę przypomnieć kilka z nich, tych których sceną była via del Corso. Posłużę się fragmentami powieści Aleksandra Dumas (ojca) pt. „Hrabia Monte Christo” oraz obrazami artystów, którzy byli świadkami karnawałowego szaleństwa w Rzymie.
KARNAWAŁ NA VIA DEL CORSO
Karnawałowym centrum Rzymu była via del Corso – ulica łącząca Plac Wenecki z Placem del Popolo.
„Wyobraźmy sobie tę szeroką i piękną ulicę del Corso, przy której stoją od początku do końca cztero- i pięciopiętrowe pałace, z balkonami i oknami udekorowanymi tapiseriami i tkaninami; a na tych balkonach i w tych oknach trzysta tysięcy widzów: Rzymian, Włochów, cudzoziemców, co się tu zbiegli z czterech części świata; arystokracja rodowa, finansowa, śmietanka artystyczna; przepiękne kobiety, ulegając czarowi tego widowiska, wychylają się z balkonów i okien, sypiąc grad confetti na przejeżdżające powozy, za co odpłaca im się gradem kwiatów wzlatujących do góry, a na ulicach gęsto od radosnych, nieprzebranych, szalonych tłumów, w najosobliwszych kostiumach przechadzają się olbrzymie kapusty, łby byków ryczą na ludzkich tułowiach, psy zdają się defilować na tylnych łapach.”
WYŚCIGI KONNE NA VIA DEL CORSO
„Im bardziej chylił się dzień, tym większy stawał się tumult; nie znalazłbyś na ulicy, w powozach, w oknach choćby jednych milczących ust, choćby jednej próżnującej ręki; była to prawdziwa ludzka burza grzmiąca od krzyków, istny grad cukierków, bukietów, jaj, pomarańcz i kwiatów.
O trzeciej wystrzały z moździerzy odpalonych jednocześnie na Placu del Popolo i w Pałacu Weneckim z trudem przebiły się przez ten straszliwy tumult, oznajmiając początek wyścigów.”
„Wyścigi, podobnie jak i «moccoli», stanowią osobny epizod ostatnich dni karnawału.
Na odgłos wystrzałów wszystkie powozy umknęły w najbliższe przecznice. Cały ten manewr odbywa się z niepojętą zręcznością i cudowną szybkością; policja nie musi się bynajmniej troszczyć o wskazywanie drogi i miejsca ekwipażom. Piesi przycisnęli się do pałacowych murów i natychmiast rozległ się tętent końskich kopyt i szczęk szabli.
Szwadron konnych karabinierów, po piętnastu w rzędzie, przegalopował przez Corso, zajmując całą jego szerokość, aby zrobić miejsce dla «barbieri». Gdy oddział stanął przed Pałacem Weneckim, nowa salwa z moździerzy dała znać, że ulica była wolna.
W tymże prawie momencie, wśród powszechnej, niesłychanej, niezmiernej wrzawy, niby zjawy przemknęło osiem koni, podniecone krzykiem trzystutysięcznego tłumu i żelaznymi dzwonkami podskakującymi im nad grzbietami; następnie działo z Zamku Świętego Anioła wypaliło trzykrotnie na znak, że wygrał koń numer trzy.”
“Nie czekając na inny sygnał, powozy znów ruszyły, wylewając się na Corso ze wszystkich ulic, niby potoki, których bieg został na chwilę wstrzymany, i które teraz rzucają się razem w koryto zasilanej przez siebie rzeki – tak samo ogromna fala powozów popędziła wartko niż kiedykolwiek między murowanymi brzegami. Ale w tej wrzawie i krzątaninie pojawił sie nowy element: na scenę wkroczyli przekupnie «moccoletti».”
ZABAWA Z «MOCCOLETTI»
„Moccoli albo moccoletti to świece rozmaitej wielkości, od świec paschalnych po cieniutkie stoczki, które wywołują u aktorów ostatniej wielkiej sceny karnawału rzymskiego dwa sprzeczne dążenia:
- Aby zachować swoją świecę zapaloną. 2. Aby gasić moccoletti trzymane przez bliźnich.
Z moccoletto jest więc jak z życiem: człowiek zna do tej pory jeden tylko sposób dawania życia; i ów sposób otrzymał od Boga. Wynalazł w zamian tysiące sposobów, by je niszczyć; choć prawda, że w tej ostatecznej kwestii pomógł mu nieco szatan.
Moccoletto zapalić można, zbliżając się do jakiegokolwiek światła. Ale któż zdoła opisać tysiące sposobów, które wynaleziono, by je gasić – to gigantyczne miechy, monstrualne gasidła, to nadnaturalnej wielkości wachlarze…
Noc zbliżała się szybko; piskliwe głosy handlarzy nawoływały zewsząd: Moccoli! i nagle nad tłumem zabłysło na niebie kilka gwiazd. Stało się to sygnałem. Dziesięć minut później migotało już pięćdziesiąt tysięcy świateł, wędrując od Placu Weneckiego na Plac del Popolo i z powrotem. Rzekłbyś, że to święto błędnych ogników. Zresztą, kto tego nie widział na własne oczy, nie jest w stanie sobie wyobrazić tego spektaklu.”
“To jakby wszystkie gwiazdy spadły z nieba i rzuciły się na ziemi w jakiś szalony taniec; a towarzyszy temu taka wrzawa, jakiej nigdy na całej kuli ziemskiej ucho ludzkie nie słyszało. Znikają wtedy ostatecznie wszelkie różnice stanu. Facchino napastuje księcia, książę transteverczyka [mieszkańca Trastevere czyli Zatybrza], transtaverczyk mieszczanina, a każdy dmucha, gasi, zapala… Ta szalona, płomienna bieganina trwała dwie godziny; ulica del Corso była widna jak biały dzień; można było dostrzec rysy twarzy widzów na trzecim i czwartym piętrze. (…) Wtem rozległ się dźwięk dzwonu na znak zamknięcia karnawału i w mgnienia oka wszystkie świece zgasły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. (…) Słychać już było tylko turkot powozów, uwożących maski do domu; widać już było tylko kilka świateł błyszczących za oknami. Skończył się karnawał.”
Taki był rzymski karnawał na via del Corso. A jak będzie w tym roku? Warto się wybrać na spacer… BUON CARNEVALE A TUTTI!
Agata Rola-Bruni
Czytaj także:
Historia: Karnawałowe widowisko na cześć polskiego królewicza