Beata Gołembiowska-Nawrocka, poznanianka, jest prawdziwą kobietą renesansu: biolog, fotograf, malarka, pisarka, reżyser “Raju utraconego, raju odzyskanego” wyemitowanego w TV Polonia (2012) oraz dziennikarz. Współpracuje z Panagea Magazine – polsko-angielskim miesięcznikiem wydawanym w Szkocji oraz z Gazeta, Gazeta – tygodnikiem w Toronto. Tam właśnie, w Kanadzie, żyje od 1989 roku wraz z mężem i dwiema córkami. Jako fotograf ma na swym koncie kilka wystaw indywidualnych i zbiorowych, a wiele z jej prac zostało zakupionych przez Galerię Muzeum Sztuk Pięknych, City of Verdun, Lotto Quebec, Regards du Québec, Groupe SM oraz prywatnych kolekcjonerów. Pisaniem natomiast Pani Beata zajmuje się już od czasów studiów fotograficznych w Dawson College (lata 90.). Na początku były to artykuły do czasopism polskich i kanadyjskich o tematyce przyrodniczej i fotografii. W grudniu 2011 roku album „W jednej walizce” został wydany przez wydawnictwo Poligraf. W tym samym czasie również ukazała się jej debiutancka powieść „Żółta sukienka” (Novaeres) oraz „Malowanki na szkle”(Comm 2014). W 2015 r. pisarka została przyjęta do Związku Literatów Polskich. Jej najnowsze publikacje to książka-album „Teatr bez granic” (Poligraf 2016) oraz powieść „Lista Olafa” (Ebookowo 2015). Ta ostatnia zebrała niesamowicie dobre recenzje; pisarki Agnieszka Walczak-Chojecka oraz Agnieszka Lingas-Łoniewska uznały tą pozycję za prawdziwą czytelniczą niespodziankę chwaląc wciągająca fabułę, zaskakujące zakończenie i świetną kreację bohaterów. Specjalnie dla Naszego Świata, pani Beata w rozmowie z Joanną Longawa, opowiada o swojej twórczości, problemach emigrantki i sentymencie do ojczyzny.
Od wielu lat mieszka Pani w Kanadzie. Dlaczego zdecydowała się Pani na opuszczenie Polski?
Jeszcze przed powstaniem Solidarności, począwszy od roku 1978 zaangażowałam się w pracę podziemia, współpracując z członkami Ruchu Młodej Polski, a potem już w 1980 roku działałam w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Studiowałam wtedy Biologię Środowiskową na UAM w Poznaniu i byłam typem „młodej rewolucjonistki”, która wierzy, że zbawi świat. W moim przypadku była to wiara w obalenie komunizmu. Studia ukończyłam w maju 1981 roku, w tym samym miesiącu zaczęłam pracę w Muzeum Okręgowym w Radomiu, mieście, w którym zaczęła się „droga ku wolności”, chociaż wtedy wydawało się, że czerwcowe wypadki radomskie były, w porównaniu z Poznaniem 56, Marcem 68, czy Grudniem 70 niezbyt znaczące. A jednak to po nich powstał najpierw KOR, a potem wiele innych organizacji podziemnych. Przyjazd Papieża dodatkowo dodał nam, Polakom sił i wiary. Stan Wojenny nie załamał całkowicie ducha w narodzie, ale nadzieja na szybkie zwycięstwo przybladła. W 1884 roku urodziłam córkę Iwę, a rok później Tinę. W Polsce nadal panował komunizm i zdawało się, że tak będzie wiecznie. Myśląc o tych moich dwóch pociechach zamarzył mi się kraj wolny i szczęśliwy. Moja przyjaciółka, Ewa Glina, z którą razem roznosiłyśmy bibułę w stanie wojennym, po półrocznym pobycie w więzieniu za działalność w nielegalnej Solidarności wyemigrowała do Australii i przysłała mi zaproszenie. Spędziłam tam dwa miesiące i wróciłam oczarowana. Ciepły, tropikalny, wolny kraj pełen miłych ludzi wydał mi się rajem. Od tego czasu zaczęłam snuć plany emigracyjne. Doprowadziłam je do skutku w 1989 roku, tuż przed Okrągłym Stołem i upadkiem Muru Berlińskiego. Planując emigrację do Australii przyjechałam do Kanady, na zaproszenie brata. Równocześnie składaliśmy podanie o Kanadę i Australię. Pierwsza nas przyjęła, druga odrzuciła. Do Kanady przybyłam z niechętnie nastawionym do emigracji mężem, dwójką malutkich dzieci i torbami pełnymi książek. Po roku chciałam wracać do Polski. Do tej pory uważam, że decyzja emigracji była kompletnym wariactwem, które na szczęście zakończyło się nie najgorzej. Mój mąż wrócił do Polski i założył nową rodzinę, ja jestem jedną nogą w Polsce, a drugą w Kanadzie, a dzieci dobrze czując się w Kanadzie, z chęcią odwiedzają Polskę. Obie moje córki mają duży sentyment do ojczyzny i świetnie mówią po polsku.
Jest Pani autorką pięciu książek wydanych w Polsce. Kiedy odkryła Pani w sobie talent pisarski?
Zawsze lubiłam pisać. Miałam też szczęście do dobrych nauczycieli języka polskiego. A tak na serio zabrałam się do pisania dopiero w 2006 roku, kiedy zaczęłam zbierać materiały do książki-albumu „W jednej walizce” o polskich arystokratach mieszkających na emigracji w Kanadzie. Praca nad książką zajęła mi 4 lata. Równocześnie pisałam swoją debiutancką powieść „Żółta sukienka”. Obie pozycje zostały wydane pod koniec 2012 roku. Potem przyszła kolej na powieść „Malowanki na szkle”, „Lista Olafa” – I tom Sagi Podlaskiej. Drugi tom – „Droga do Wileni” jest ukończony i zostanie opublikowany w tym roku, a moją ostatnia powieść „Oporniki” jest już w zaawansowanej formie i mam nadzieję że uda mi się ją zakończyć w tym roku lub na początku przyszłego. Piszę też artykuły i felietony do tygodnika w Toronto „Gazeta, Gazeta”. Jak widać z tej relacji moje pisanie na serio zaczęło się dosyć późno i próbuję intensywną pracą „nadrobić zaległości”.
O czym opowiadają Pani powieści? Jest w nich obecna ojczyzna?
Moje powieści mieszczą się w kategoriach obyczajowo-psychologicznych i nawet gdy ostatnią z nich – „Listę Olafa”, starałam się napisać w lżejszej formie, to i tak problemy w niej poruszone są czasami cięższego kalibru – zdrada, brak pełnego zrozumienia w związku, pogoń za sławą etc. Praca nad moją debiutancką powieścią „Żółta sukienka”, (najbardziej skromną, jeśli chodzi o objętość – zaledwie 160 stron) zajęła mi najwięcej czasu. Może dlatego, że była ona pierwszą, a może również, że również spełniała rolę mojego rozliczenia z przeszłością. Tak do końca nie jest to powieść autobiograficzna, ale jest w niej dużo „ze mnie”, z mojego dzieciństwa, a potem życia emigracyjnego w Kanadzie. Główna bohaterka Anna ucieka z Polski, ale nie potrafi się odnaleźć na emigracji. Jej dosyć dziwaczne, niekiedy denerwujące zachowanie czytelnik zaczyna rozumieć pod koniec fabuły. Przeżycia w dzieciństwie, w wypadku Anny gwałt, rzutują na całe jej życie. To właśnie dlatego postanowiła wyjechać z Polski. A jednak podróż do kraju wraca jej spokój. Potrafi rozliczyć się z przeszłością w ten najlepszy sposób, przebaczając sprawcy. Książka, mimo ciężkiego tematu ma bardzo optymistyczne przesłanie. W następnych moich powieściach zawsze starałam się to ująć. Obojętnie jak świat jest zły, istnieje też w nim dobro, którym powinniśmy karmić nasze dusze – w to głęboko wierzę. Co też jest wspólne dla moich powieści to wszechobecność w nich Polski, polskiego krajobrazu, folkloru, muzyki, zabytków. Nie ukrywam, że jestem w nich zakochana. W „Malowankach na szkle” zawarłam moją miłość do folkloru góralskiego i piękna Tatr, z kolei w „Liście Olafa” do Podlasia, które do tego stopnia mnie uwiodło, że postanowiłam napisać trzytomową Sagę Podlaską, aby móc w pełni przelać na papier urok tego polskiego zakątka. Powieść, nad którą obecnie pracuję o znamiennym tytule „Oporniki” jest również o Polsce, o czasach mojej młodości, kiedy nie tylko my, młodzi, ale zjednoczony naród walczył o godne życie i wolność. Wtedy oczy całego świata patrzyły na nas z podziwem, a mi wyrastały skrzydła u ramion. Akcja powieści toczy się na przestrzeni lat 1976 – 89 i znowu chce zawrzeć w niej pozytywne przesłanie, że był taki okres w naszej ojczyźnie, w którym wytężona, często bohaterska walka małych „oporników” obaliła tak potężny system, jakim był komunizm. Ponieważ jest to powieść historyczna, w której wprawdzie główne postacie są fikcyjne, to jednak wydarzenia i część postaci w tle są autentyczne, pisanie „Oporników” idzie mi opornie. Czasami, aby napisać kilka zdań, muszę przeczytać kilka artykułów, czy rozdziałów z książek. Z jednej strony jest to żmudne, a z drugiej fascynuje mnie odkrywanie nowych rzeczy.
Z jakimi miejscami na świecie jest Pani najbardziej związana?
Jestem patriotką i amatorką pięknych miejsc. Dlatego największy sentyment mam do tych najpiękniejszych polskich zakątków, do których lubię powracać: Tatry, Podlasie, Roztocze, polskie Wybrzeże, Gdańsk, Kraków, Wrocław, Warszawa… Mogłabym wyliczyć ich tak wiele, lecz prawdziwym moim domem jest mała chatka w kanadyjskim lesie, zimą zasypana śniegiem, otoczona kwiatami wiosną i latem, a jesienią tonąca w czerwieniach klonów cukrowych. Mieszkam w niej od kilku lat i jest to idealne miejsce dla pisarza. Drugim takim miejscem był dom w Meksyku, Casa de Ambar, które przez kilka lat należał do mnie i mojego partnera, Mariusza Wasilewskiego.
Jest Pani też malarką i dziennikarką. Gdzie można obejrzeć Pani obrazy oraz śledzić Pani artykuły?
Malarką byłam, ale nie w takim prawdziwym, artystycznym tego słowa znaczeniu, gdyż pracowałam przez kilka lat dla programu telewizyjnego Debbie Travis Facelift jako malarka dekoracyjna. Moim zadaniem były m.in. artystyczne wykończenia ścian i mebli. Kontynuowałam tę pracę już dla prywatnych klientów przez kilka następnych lat. Moje doświadczenie w tej dziedzinie zawarłam w powieści „Lista Olafa” – główny bohater Olaf pracuje w programie telewizyjnym urządzania wnętrz. Natomiast moja dziennikarska przygoda zaczęła się od kilku artykułów do kanadyjskich czasopism, a dwa lata temu podjęłam współpracę z tygodnikiem z Toronto „Gazeta, Gazeta”, prowadzonym przez Małgorzatę Bonikowską. Do tego największego czasopisma Polonii kanadyjskiej piszę artykuły i felietony pt. „Ludzie i ludziska”, które można przeczytać w wersji elektronicznej „Gazety, Gazety” na stronie www.gazetagazeta.com oraz na mojej stronie internetowej www.beatagolembiowska.studiobim.ca
Komentuje Pani w swoich felietonach sytuację polityczną w Polsce? O czym Pani najczęściej pisze zza granicy?
Sytuację polityczną w Polsce śledzę na bieżąco i często mam ochotę wypowiedzieć się w obszerny sposób na jej temat, lecz brak mi wystarczającej wiedzy, jaką ma szereg wspaniałych polskich dziennikarzy czy fachowców z różnych dziedzin. Przykładem dla mnie jest m. in. Przemysław Nawrocki, mój były mąż, biolog, w ramach WWF walczący jak lew o ochronę polskiej przyrody. W moich felietonach – sam ich tytuł „Ludzie i ludziska” na to wskazuje, poruszam problem zachowań ludzkich, które mogą występować wszędzie, lecz na ogół ich przykłady czerpię ze znajomego podwórka, czyli z Kanady i Polski, i siłą rzeczy zahaczają one o polską współczesną sytuację polityczną. Inne moje artykuły tyczą różnych tematów. Są to na ogół wywiady z ciekawymi ludźmi.
Dlaczego warto przeczytać Pani ostatnią powieść „Lista Olafa”?
Tak jak już wspomniałam, akcja „Listy Olafa” toczy się na Podlasiu. Trudno jest mi, autorce zachęcać czytelników do przeczytanie mojej powieści opowiadając, jaka ona jest wspaniała, oddam więc głos recenzentkom i przytaczjąc fragmenty ich recenzji: „Niewątpliwie wielką zaletą autorki jest jej umiejętność wzbogacania swoich książek pięknymi opisami przyrody. Rodzinna wieś Aldony – Wilenia – przedstawiona została tak urokliwie i realistycznie, że aż chce się pojechać na Podlasie” [www.iwonaczyta.blogspot.ca]; „Lektura tej powieści była niezwykła. Wiele w niej było kontrastów, wiele przeciwstawień, nie zabrakło emocji. Były chwile złości i współczucia, ale i litości nad ludzką głupotą. Autorka pokazała ciekawą męską sylwetkę, która dostała od życia wiele, choć nie umiała tego docenić” [www.lubimyczytac.pl]; „Nowa powieść Beaty Gołembiowskiej to książka o tym, jak podwójne życie może wpłynąć na relacje z innymi i szacunek do samego siebie. Autorka po raz kolejny pokazała, jak zgrabnie i z jak wielką wrażliwością potrafi opisać ludzkie losy, nie siląc się przy tym ani na zbytnią ckliwość, ani dosadność. „Lista Olafa” to powieść, przy której zadacie sobie pytania o trafność swoich życiowych wyborów, i po lekturze której innym wzrokiem spojrzycie na swojego życiowego partnera, a także na siebie samych i swoją hierarchię wartości” [shczooreczek.blogspot.ca].
W najbliższym czasie planuje Pani wydanie kolejnej książki, a może zasłużone wakacje?
W 2017 roku ukaże się drugi tom Podlaskiej Sagi – „Droga do Wileni” i mam nadzieję, również w tym roku ukończyć powieść historyczną „Oporniki”, a wydać ją w 2018. Dla mnie zasłużone wakacje to pisanie. To zajęcie sprawia mi tyle radości, że godziny spędzone przy klawiaturze są dla mnie idealnym odpoczynkiem.