Na Sycylię przyjechała na krótki urlop przez przypadek. Spędziła w Trapani zaledwie kilka dni, podczas których poznała swojego obecnego męża, z którym od dwóch lat prowadzi dom wczasowy i Punkt Informacji Turystycznej w centrum miasta. Z Aleksandrą Carollo rozmawia Anna Malczewska
Mieszka Pani od kilku lat na Sycylii, dokładnie w Trapani. Proszę powiedzieć jak to się stało, że zamieszkała Pani na tej uroczej wyspie?
Parę lat temu w Wielkanoc spotkałam się z moją przyjaciółką w rodzinnym mieście. Zapytała się mnie czy mam jakieś plany na długi weekend majowy, a że nie miałam to postanowiłyśmy, że razem gdzieś się wybierzemy. Prawie do końca nie byłyśmy pewne, gdzie spędzimy nasz urlop. Nie mogłyśmy się zgadać co do wspólnego lotu, ponieważ ja mieszkałam w Szczecinie, a ona w Krakowie. Ostatecznie postanowiłyśmy, że wybierzemy się do Włoch. Na początku wybór padł na Mediolan. Koleżanka zadzwoniła potem do mnie i powiedziała, że znalazła bezpośredni lot na Sycylię, Kraków – Trapani i dla mnie z przesiadką Berlin – Mediolan, Mediolan – Trapani. Od razu kupiłyśmy bilety. Lot miałyśmy mieć za 4 dni. Miałam bardzo dużo pracy, więc sprawami organizacyjnymi zajmowała się moja przyjaciółka. Przyznam się szczerze, że nawet nie wiedziałam, gdzie znajduje się Trapani na mapie. 2 dni przed wylotem nadal nie miałyśmy noclegów, ale udało nam się coś znaleźć na jednym z portali rezerwacyjnych – pokój w Bed and Breakfast, który prowadził mój obecny mąż. W dniu wylotu miałam bardzo złe przeczucia. Autobus, który zawiózł mnie na lotnisko miał 30 minutowe opóźnienie, na lotnisku samolot był opóźniony o 4 godziny (a ja miałam tylko 3 godziny na przesiadkę). Chciałam już zrezygnować z lotu, bo byłam pewna, że nie zdążę na przesiadkę. Jednak wsiadłam do samolotu. W Mediolanie okazało się, że wszystkie samoloty mają opóźnienie i udało mi się zdążyć na samolot do Trapani. Kilka dni później miałam urodziny. Postanowiłam z koleżanką poopalać się rano na dachu, a później wybrać się kolejką linową do Erice. Chciałyśmy się opalić i posmarowałyśmy się przyspieszaczem do opalania. Przyjaciółka ma bardzo jasną karnację, więc spaliła sobie skórę. Kiedy wracałyśmy z Erice – zadzwoniłam do Angelo żeby zapytać, gdzie mogę kupić jakiś leki dla niej. Angelo dał mi namiary na aptekę, która była otwarta w czasie sjesty. Gdy wróciłyśmy do Bed and Breakfast przyjaciółka poszła spać, a ja dostałam smsa od Angelo. Pytał się czy koleżanka nie potrzebuje pomocy i co robimy w moje urodziny. Odpowiedziałam, że nic nie robimy, bo przyjaciółka śpi i że ma się lepiej. Wtedy Angelo zaprosił mnie na wino. Stwierdził, że urodziny ma się raz w roku, więc nie mam nawet protestować. Od tego tak naprawdę wszystko się zaczęło. Spędziliśmy cudowny wieczór. Kilka dni później wróciłam do Polski. Angelo cały czas do mnie pisał. Potem kilkukrotnie wracałam na Sycylię, a on przylatywał do Polski. Pewnego dnia postanowiliśmy, że chcemy zamieszkać razem – wzięliśmy ślub, mamy dwóch wspaniałych synków. Moja przyjaciółka była oczywiście świadkiem na moim ślubie.
Domyślam się, że początki tutaj nie były łatwe. Na jakie trudności pani natrafiła?
Były bardzo trudne. Nie znałam języka i i nie miałam tutaj żadnych znajomych. Dużo rzeczy było dla mnie absurdalnych. Byłam przyzwyczajona do zupełnie innego stylu życia. Co innego jest, jak ktoś przyjeżdża na wakacje na Sycylię, a co innego, gdy zaczyna tutaj żyć. Kiedy chciałam iść na zakupy to wszystkie sklepy były zamknięte, bo akurat była sjesta. Wkurzało mnie to, że ciężko cokolwiek tutaj załatwić i to, że Sycylijczycy odkładają wszystko na jutro – to ich wieczne domani, domani… Nie rozumiałam do końca ich kultury. Bardzo tęskniłam za Polską, za moją rodziną, przyjaciółmi. Wszystko zmieniło się jak przyszedł na świat mój pierwszy syn. Pomyślałam sobie, że jeżeli czegoś nie mogę zmienić, to muszę się skupić na pozytywnych stronach obecnej sytuacji. Od tamtej pory pokochałam życie na Sycylii… Uwielbiam tutejsze słońce, jedzenie, widoki oraz ludzi, którzy uśmiechają się do siebie na ulicy. Co prawda – nadal tęsknie za Polską, za rodziną, za przyjaciółmi, ale na szczęście są tanie linie lotnicze, więc jak tylko mogę to przylatuję do Kraju. Jeżeli kiedyś będziemy mieli taką możliwość to chciałabym wrócić do Polski – bo jednak to tam jest moja Ojczyzna.
Od kilku lat wraz z mężem wynajmuje Pani apartamenty dla turystów w Trapani oraz prowadzi Punkt Informacji Turystycznej w centrum miasta. Proszę powiedzieć, skąd wziął się ten pomysł?
Mój mąż wcześniej prowadził Bed and Breakfast. Pewnego dnia pokłócił się ze wspólnikiem i postanowili rozwiązać współpracę. Właśnie wtedy postanowiliśmy otworzyć coś swojego. W styczniu 2015 roku nasz dom wczasowy – Angelo Apartements, który znajduje się w zabytkowej kamienicy w 1807 roku, w samym sercu Starego Miasta w Trapani zaczął działać. Razem z mężem prowadzimy portal turystyczny o prowincji Trapani www.TurismoTrapani.com
Nasi goście pochodzą z całego świata. Najwięcej osób przyjeżdża do nas oczywiście z Włoch i Polski, ale są też Amerykanie, Hiszpanie, Francuzi, Anglicy, Holendrzy, Niemcy, Litwini, Rosjanie, Belgowie, Szwajcarzy. Długo tak by wymieniać. Ostatnio naszym gościem był nawet Australijczyk.
Posiadamy 7 apartamentów różnej wielkości – poczynając od kawalerek typu studio, poprzez mieszkania z jedną sypialnią czy dwiema sypialniami, a kończąc na mieszkaniu z 3 sypialniami i salonem z kuchnią. Wszystkie mieszkania są wyposażone w klimatyzację, WiFi, TV, suszarkę do włosów, w pełni wyposażony aneks kuchenny czy kuchnię. W budynku działa winda. Apartamenty są codzienne sprzątane. Oferujemy serwis jak w hotelu, a komfort jak w prywatnym mieszkaniu.
Czy zdarzyły się Pani w pracy śmieszne lub może przykre sytuacje?
Śmieszne sytuacje zdarzają się wtedy, gdy Polacy ze zdziwieniem pytają się mnie, gdzie tak świetnie nauczyłam się języka polskiego, albo zaczynają rozmawiać przy mnie po polsku, nie wiedząc, że jestem Polką. Na szczęście nie miałam nigdy przykrych sytuacji.
Co mogłaby Pani poradzić osobom, które chciałyby zacząć się zajmować hotelarstwem we Włoszech, jak mogą to zrobić i na co muszą uważać?
Przede wszystkim należy znaleźć dobre miejsce na prowadzenie hotelu, pensjonatu, czy B&B i mieć oczywiście nerwy ze stali. Zanim zamieszkałam we Włoszech byłam przekonana, że tylko w Polsce jest taka biurokracja. Uwierzcie mi, we Włoszech jest milion razy gorzej.