Ks. Zbigniew Czerniak SChr pochodzi z miejscowości Wola Zarczycka k. Leżajska, na Podkarpaciu. Do seminarium duchownego wstąpił w 1989 roku. Jak mówi, od samego początku wiedział, że chce być chrystusowcem, duszpasterzem Polonii. „Niosąc Boga i Polskę” zjechał kawał świata. Gdzie był i co robił przed przybyciem do Włoch opowiada w rozmowie z Danutą Wojtaszczyk.
Ks. Zbigniew Czerniak jest obecnie przełożonym chrystusowców na Włochy oraz superiorem Domu Zakonnego Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej w Genzano di Roma, który jest m.in. siedzibą duszpasterstwa polskiego obejmującego teren diecezji Albano. Oprócz księdza Zbigniewa mieszka tu również ks. Marian Burniak SChr, znany, lubiany i wielce zasłużony dla Polonii włoskiej kapłan.
Jest piękny, upalny, czerwcowy dzień. Odkąd pamiętam siedziba chrystusowców w Genzano di Roma zawsze była otwarta dla Polonusów. Tak też jest tego dnia, w którym rozmawiam z ks. Zbyszkiem. – Ten dom, to również Wasz dom – mówią zgodnie obecni jego gospodarze: ks. Zbyszek i ks. Marian, zwracając się do licznie przybyłych na rodzinny piknik rodziców, dzieci i nauczycieli Katolickiej Szkoły Podstawowej w Rzymie.
Zza oknem radosna wrzawa uczestników pikniku. Ks. Zbyszek parzy kawę i zaprasza mnie do salonu. Odpala swojego laptopa. Ma racje, kiedy mówi, że obraz potrafi niekiedy opowiedzieć więcej, niż słowa. Spośród setek zdjęć zebranych w komputerze fascynują mnie zwłaszcza te z Węgier i z Brazylii. Te dwa kraje zresztą szczególnie mocno zapadły w sercu ks. Czerniaka.
Od samego początku wiedział Ksiądz, że chce zostać chrystusowcem?
– Tak, to akurat wiedziałem to od samego początku. Do seminarium natomiast wstąpiłem dopiero po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej, a nie przed, jak wielu moich współbraci. Dopiero po wojsku byłem pewien, że kapłaństwo to moje powołanie, droga, którą chcę pójść.
Kiedy jako kapłan wyjechał Ksiądz po raz pierwszy za granicę?
Miało to miejsce „już” w 1996 roku. „Już”, bowiem było to zaraz po moich święceniach. Przełożeni skierowali mnie do posługi wśród Polaków na Kresach, na tereny, które dzisiaj należą do Ukrainy. Niedługo później, bo po upływie dwóch lat, zostałem proboszczem w Budapeszcie.
Czy to prawda, że Węgrzy kochają Polaków i da się to odczuć na każdym kroku?
– Węgrzy lubią i cenią Polaków. Rzeczywiście chętnie dają dowody swojej sympatii dla naszego narodu. Myślę, że to właśnie wielowiekowa przyjaźń i sympatia między Polakami i Węgrami sprawia, że stosunkowo łatwo udaje się na Węgrzech wyprostować pewne rzeczy i odnieść sukces, działając na rzecz tamtejszej Polonii. Do Budapesztu nie trafiłem przypadkowo. W 1998 roku dzięki wspólnym wysiłkom chrystusowców, katolickiej Polonii oraz przy wsparciu władz polskich udało się nam tam odzyskać Dom Polski. Kiedy przybyłem na Węgry nie tylko budynek był w opłakanym stanie, ale również to co się w nim wyprawiało przyprawiało o ból serca. Węgrzy zorganizowali tam prowizoryczny przytułek dla starszych ludzi. Nie muszę dodawać, że struktura nie daje się na prowadzenie tego typu działalności.
Inauguracja Domu Polskiego w 2002 roku odbiła się szerokim echem w mediach, gdyż wzięło w niej udział wielu dostojników, a uroczystości błogosławieństwa Domu przewodniczył sam prymas Polski, Józef Glemp. Ksiądz zdaje się był wtedy proboszczem polskiej parafii w Budapeszcie? Jak wspomina Ksiądz tamto wydarzenie? Remont domu przebiegał gładko?
Dzięki Stowarzyszeniu „Wspólnota Polska” w Warszawy udało się kompletnie wyremontować zarówno Dom Polski jak i plebanię. Kościół Polski i Dom Polski to ośrodek życie religijnego i kulturalnego dla miejscowej Polonii oraz dla Węgrów polskiego pochodzenia. Cieszę się, że miałem okazję brać udział w pracach na rzecz przywrócenia należytej świetności Domu Polskiego oraz współorganizować uroczystość jego otwarcia i poświęcenia.
A do Brazylii kiedy ksiądz wyjechał? Dlaczego skierowano do stanu Espírito Santo? Żyją tam jacyś Polacy?
Do Brazylii wyjechałem w 2003 roku i było to kilka miesięcy po inauguracji Domu Polskiego w Budapeszcie. Przełożeni skierowali mnie do miejscowości o nazwie Águia Branca, która po portugalsku znaczy Orzeł Biały. Ta Polska nazwa, podobnie jak wizerunek polskiego orła na fladze miejskiej nie są przypadkowe. Pod koniec lata 20-tych ubiegłego wieku Towarzystwo Kolonizacyjne w Warszawie odkupiło część ziem stanowych, na których zamieszkali pierwsi Polacy. Docelowo miało tamtejsze dziewicze tereny Brazylii zasiedlić około 2000 tysiące polskich rodzin. Polska kolonizacja jednak nie powiodła się tak jak planowano, głównie z powodu klimatu i trudności w utrzymaniu się z plonów jakie Polakom udawało się na tym ziemiach wyhodować.
Obecnie w Águia Branca żyje zaledwie kilka osób mówiących po polsku. Istnieje za to całkiem spora społeczność Brazylijczyków polskiego pochodzenia, potomków tamtych osadników. Co ciekawe działa tam też też wspaniały polski zespół folklorystyczny. Jego członkowie, chociaż nie znają języka polskiego, z dumą mówią, że są Polakami z pochodzenia. Pięknie prezentują polskie tańce, ubrani w nasze tradycyjne stroje ludowe.
W Águia Branca było nas dwóch chrystusowców. Łącznie odprawialiśmy nabożeństwa w 45 różnych kaplicach w 45 różnych miejscach! To taka specyfika bycia duszpasterzem w tym kraju-kontynencie. Często miejsca to maleńkie skupiska kilku brazylijskich rodzin.
Wiadomo, że jednym z głównych celów naszego zgromadzenia jest pielęgnowanie polskości. W Águia Branca naszym zadaniem było m.in. stworzenie miejsca, które stanowiłoby ośrodek polskości i coś w rodzaju polskiego muzeum emigracji. Udało się tego dokonać już w 2006 roku. I tak w lutym owego roku w brazylijskim mieście o polskie nazwie Orzeł Biały, dzięki Stowarzyszeniu Wspólnota Polska i środkom pozyskanym z Senatu RP odbyła się wspaniała uroczystość inauguracji nowiutkiego Domu Polskiego. Budynek swoją architekturą przypomina polski dworek i pięknie wyróżnia się na tle innych budowli. Ceremonia otwarcia centrum polskiej kultury myślę, że wszystkim na długo zapadła w pamięci i w sercach. Dodam tylko, że nawet Brazylijczycy, ze swoim biskupem na czele, śpiewali po polsku „Sto lat”…
Jak długo był ksiądz duszpasterzem w Brazylii i gdzie później pełnił swoją posługę?
W Águia Branca spędziłem 7 lat, tj. do 2010 roku, w którym to rozpocząłem posługę duszpasterską wśród Polonii niemieckiej, w Essen. Następnie w 2014 roku, po tym jak ks. Dariusz Lewicki zginął w tragicznym wypadku, przełożeniu skierowali mnie tutaj, do Genzano di Roma, jako duszpasterza polskiego na terenie diecezji Albano.
Ile jest stałych miejsc na terenie tej diecezji, gdzie odprawiane są Msze święte po polsku?
Eucharystia dla Polaków sprawowano jest w każdą niedzielę w kaplicy naszego Domu Zakonnego w Genzano, w Latinie oraz w Torvajanice.
Ukraina, Węgry, Brazylia, Niemcy, Włochy – różne kraje, różne rodzaje Polonii, różne typy posługi duszpasterskiej, często zapewne niełatwej. Ma ksiądz jakieś swoje życiowe motto?
„Nieść Boga i Polskę” – to chyba główna myśl, która towarzyszy moim działaniom.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
rozmawiała Danuta Wojtaszczyk