Mieszka we Włoszech od prawie 20 lat. Uwielbia gotować i podróżować. Od kilku lat prowadzi blog kalejdoskoprenaty.blogspot.it na którym dzieli się z czytelnikami sprawdzonymi przepisami kuchni włoskiej oraz opowieściami z licznych wojaży po Włoszech i świecie.
Kiedy przeprowadziła się Pani do Włoch i dlaczego?
Do Włoch przeprowadziłam się dokładnie 17 lutego 1996 roku. Do tej pory pamiętam datę.
Ledwo co po maturze, można powiedzieć, że już z życiem zaplanowanym w Polsce, spotkałam na wakacjach na wsi u mojej babci mojego przyszłego męża, który zawrócił mi w głowie.
Miłość od pierwszego wejrzenia – po włosku l’amore a prima vista, inaczej colpo di fulmine – uderzenie pioruna. Wystarczyły nam trzy dni, żeby zakochać się po uszy. Od tamtego dnia w sierpniu w tym roku minęło 20 lat.
Miłość na odległość była trudna i na początku 1996 roku zadecydowałam się na przeprowadzkę.
Widziałam, że jeśli nie zaryzykuję, później przez całe życie będę się pytać :”co by było gdyby?”.
Uważam, że w życiu trzeba zawsze próbować, a nawet ryzykować jeśli uważamy, że coś dla nas jest dobre. Bo od życia możemy nie dostać drugiej szansy.
Od kilku lat prowadzi Pani bardzo ciekawy blog Kalejdoskop Renaty (kalejdoskoprenaty.blogspot.it), proszę powiedzieć co spowodowało, że zdecydowała się Pani na jego założenie?
Pewnego dnia koleżanka we Włoszech zapytała mnie, dlaczego nie założę bloga. „Zwiedziłaś tyle miejsc i super gotujesz! Fajnie by było podzielić się tym z innymi” powiedziała. Wtedy zaczęłam się zastanawiać nad jego założeniem i pamiętam do dziś, ile wątpliwości miałam na początku. Z drugiej strony, zawsze chodził mi po głowie pomysł opublikowania gdzieś moich fotografii z podróży. Chciałam stworzyć coś w rodzaju „pudełka wspomnień”. Pomysł ten zaprzątał coraz częściej moje myśli i tak powstało moje miejsce w sieci.
Blog powstał z chęci opowiadania i pisania o rzeczach oraz pokazania zdjęć, które są częścią mnie.
Moje pasje, to gotowanie i podróże. Gotować zawsze lubiłam, a podróże zawsze były częścią mojego życia. Kiedy zakładałam blog nie myślałam, co będzie dalej. Tak, jak w tym momencie, nie wiem, gdzie mnie to zaprowadzi. Mam moje marzenia związane z blogiem, ale tylko czas pokaże, czy coś się uda.
W tym momencie znajomi we Włoszech mają do mnie pretensje, że nie piszę też po włosku.
Może kiedyś, kto wie?
Dowiedziałam się, że jednym z powodów założenia bloga były przepisy kuchni włoskiej zamieszczane na polskich stronach internetowych, które nie w wielu przypadkach mijały się z oryginalnymi. Czy to prawda? Co Pani w nich przeszkadzało?
Trochę prawdy w tym jest. Zanim założyłam blog, często w internecie, gdy trafiałam na przepisy kuchni włoskiej, złościłam się. Kilka lat temu było przekonanie, że jeśli danie nie zawierało mozzarelli, bazylii czy pomidorów, to nie było ono daniem kuchni włoskiej. Nic bardziej mylnego.
Było to raczej kwintesencją stereotypów na temat kuchni włoskiej i to najczęściej kiedyś spotykałam na polskich blogach. Można było policzyć na palcach jednej ręki, gdzie przepis był napisany przez osobę znającą temat, czy przepisany z książki. Kuchnię z Półwyspu Apenińskiego kojarzy się przeważnie z pizzą i makaronem. Ale to nie tylko to, to też warzywa, ryby i owoce morza. Nie jest łatwo obalić ten stereotypy, ale zaobserwowałam, że lekka zmiana już nastąpiła.
Jak dla mnie, nie ma bardziej zróżnicowanej kuchni na świecie, jak kuchnia włoska. Siłą jej jest niesamowite bogactwo i zróżnicowanie. Mimo to, nadal możemy znaleźć wiele błędnych przepisów np. przepis na Carbonarę – symbol włoskiej tradycji kulinarnej, i przez to jeden z najbardziej źle skopiowanych przepisów. Wciąż wiele osób robi Carbonarę na śmietanie.
Prawdziwa Carbonara robiona jest z sosem na bazie żółtek, pecorino i guanciale, z solą i świeżo zmielonym pieprzem.
Wiadomo, że nie każdy znajdzie guanciale w Polsce i użyje boczek, ale śmietanę można sobie naprawdę darować. Ze śmietaną, to nie jest prawdziwa Carbonara.
Makaron powinien być lekko okryty sosem. A czasem widzę odwrotnie, więcej sosu niż makaronu – nadmiar sosu zabija go. Takich przykładów można znaleźć wiele.
Jakie przepisy znajdziemy na Pani blogu, te bardziej wyszukane, czy może z tzw. „cucina casareccia”?
Raczej “cucina casareccia”, czyli kuchnia domowa. Prosta, domowa, codzienna. Jestem fanką kuchni włoskiej. Kuchnia włoska to bogactwo smaków, aromatów i przede wszystkim – wysoka jakość produktów… kocham włoską kuchnię za jej prostotę.
Lubię gotować, ale nie mam też ochoty całymi dniami stać przy garach. Staram się przygotowywać szybkie i proste przepisy. Czasem jednak moja kreatywność i chęć przygotowywania sprawiają, że jednak potrafię spędzić cały dzień w kuchni.
Czy może Pani podzielić się z czytelnikami jednym z Pani ulubionych przepisów?
Uwielbiam wiele potraw. Przez to ciężko mi podać jeden przepis, mam ich mnóstwo.
Uwielbiam makarony, bruschetty, nie wspominając o świeżych owocach morza. Ale jeśli mam podać jeden, to ten od razu przyszedł mi na myśl – przepis na spaghetti z Capri (patrz poniżej). Nazwałam je tak, bo podobne jadłam na Capri. Pasta łatwa i szybka w wykonaniu, ma w sobie całą gamę kulinarnych doznań. Niesamowita wariacja na temat tuńczyka.
Wiele miejsca na blogu zajmują też podróże. Proszę opowiedzieć o tej pasji.
Tak, podróże są moją największą pasją. Kiedy czas i pieniądze na to pozwalają, to wyjeżdżam. Uwielbiam podróżować, zwiedzać, oglądać nowe miejsca, poznawać nowe kultury i ludzi.
Uważam, że podróże otwierają nam oczy na świat i uczą nas tolerancji wobec innych. Wiem, brzmi to bardzo banalnie, zdaję sobie z tego sprawę. Teraz każdy lubi podróżować. Ale ja po prostu to kocham. I tyle.
Podróże zawsze były częścią mojego życia, zarówno te bardzo dalekie i bliskie. Czasem wystarczy mi jednodniowy wypad gdzieś w okolice, na szybki reset. Wypady na moment mają swoje zalety, ponieważ podczas nich naprawdę można odpocząć i wrócić z innym nastawieniem na życie. Mieszkając we Włoszech, wystarczy parę kilometrów, by móc podziwiać tajemnicze i ciekawe miejsca.
Mieszkam w pięknym regionie Włoch – jest nim Wenecja Euganejska, która rozciąga się na bardzo rozległym obszarze północnych Włoch, oferując szereg zróżnicowanych krajobrazów. Góry, jeziora, morze czy piękne miasta – te miejsca sprawiają, że nie sposób się tutaj nudzić. Moje ulubione miejsce, to wyspa mało znana większości podróżnikom, Pellestrina.
Na moim blogu opisuję tylko te miejsca, które zwiedziłam osobiście.
Miejsca dalekie, bliskie i te mniej znane we Włoszech, jak i na świecie. Oprócz opisów i informacji publikuję na blogu mnóstwo moich zdjęć. Za pomocą fotografii dzielę się światem widzianym moimi oczami i radością z życia, którą czerpię z moich zainteresowań.
Kim jest Renata oprócz blogerki?
Renata to… osoba, która jest otwarta na nowe wyzwania, i która nie boi się eksperymentowania.
Niepoprawna optymistka, kochająca ludzi i świat wokół, zawsze wierząca w realizację swoich marzeń. Miłośniczka życia i podróży. Idealistka wierna swoim zasadom.
rozmawiała Anna Malczewska
Renata Pawłowska / foto: arch.prywatne
Spaghetti z Capri
Składniki na 2 osoby:
• 200 gr spaghetti
• 1 puszka tuńczyka w kawałkach w oleju (170gr)
• pokrojona skórka z jednej cytryny
• sok z dwóch cytryn (jeśli cytryny włoskie to dwie, polska jedna, ponieważ cytryny w Polsce mają więcej soku)
• 1 łodyga natki selera naciowego
• 20 małych kaparów z soli
• 10 zielonych oliwek
• pietruszka
• oliwa
Przygotowanie:
Gotujemy w osolonej wodzie makaron al dente. Kroimy na małe kawałeczki łodygę selera naciowego i oliwki. Sparzamy cytryny. Obieramy skórkę z jednej cytryny i kroimy na mniejsze kawałeczki. Wyciskamy sok z dwóch cytryn. Kapary myjemy dokładnie z soli. Na patelni podsmażamy minutę seler, oliwki, skórkę z cytryny i kapary. Dodajemy tuńczyka. Mieszamy i zalewamy sokiem z cytryny. Dodajemy pokrojoną pietruszkę. Ugotowany makaron odcedzamy, przekładamy na patelnię i mieszamy z sosem. Podajemy natychmiast.