Joanna Longawa, dziennikarka Trendy.Art of Living i redaktorka JL Interviews, rozmawia dla Naszego Świata z Anną Sabat, dziennikarką i konferensjerką, Magdaleną Wolińską-Redi, korespondentką TVP z Rzymu i Watykanu, Pawłem Stalińskim, przedsiębiorcą i celebrytą, Danielem Szczypą, aktorem, Joanną Okulską, psychologiem oraz Iwoną Klimkowska, pedagogiem, socjologiem, doradcą zawodowym i psychospołecznym.
Jest to, paradoksalnie, dogodny moment, aby się zatrzymać i uzmysłowić sobie, iż bliskość, kontakt z drugim człowiekiem, czy więzi, które do tej pory udało nam się zbudować, są nieodzownym elementem naszego szczęścia. Daniel Szczypa @ Gesty, o których myślimy, podanie dłoni, przytulenie, czy pocałunek na powitanie, kilka tygodni temu były oczywiste, dziś musimy być powściągliwi. Dystans ma swoje „plusy”. Pozwoli choć trochę się stęsknić. Anna Sabat @ Uważam, że wszystko, co ma swoją złą stronę, ma też i dobrą. Być może docenimy kontakty na żywo z innymi ludźmi; tak bardzo będzie nam ich brakować. Paweł Staliński @ Warto jednak w całym tym ogromie trudnych emocji i stresu zaopiekować się sobą. Każdemu z nas w większym lub mniejszym stopniu jest teraz trudno i to właśnie ta umiejętność opieki nad sobą robi różnicę. Joanna Okulska @ To zrozumiałe, że w obecnej sytuacji możemy czuć się zagubieni, czy zdezorientowani. Zostaliśmy pozbawieni w jednej chwili całej naszej rutyny, która – z jednej strony – może czasem męczyła, ale z drugiej – bez wątpienia – dawała poczucie pewnej stabilności. Magdalena Wolińska-Riedi @ Jesteśmy istotami społecznymi. Kontakt z drugim człowiekiem jak przytulanie i uścisk dłoni są nam potrzebne do życia jak tlen. Nawyków nie da się zmienić z dnia na dzień. Iwona Klimkowska
Nadchodzi maj, miesiąc niespodzianek i wielkich zmian. We Włoszech czekamy z niecierpliwością na zakończenie kwarantanny – choć nie wszyscy wierzą, że tak się stanie, a w Polsce – społeczeństwo oczekuje na wyborowy prezydenckie lub na ich odwołanie. Zdania są podzielone, aczkolwiek nowy miesiąc rozwieje wszystkie wątpliwości w obu krajach. Po prawie dwóch miesiącach ograniczeń i siedzenia w domach nietrudno nam nie zauważyć zmian, jakie nastąpiły w nas samych, w naszych miastach, na całym świecie. Jesteśmy świadkami niewątpliwego społecznego i psychologicznego przełomu; to „Nowy Świat”. Owinięci maseczkami, rękawiczkami, coraz częściej nie patrzymy na drugiego człowieka, odsuwamy się na ulicy od innych przechodni, czujemy wszechobecny strach lub agresję. Jak Covid-19 wpłynie na nasze człowieczeństwo w ciągu najbliższego roku? Jak bardzo zmieni społeczeństwo? Jak to ekstremalne doświadczenie social distancing wpłynie na nasze gesty (w przyjaźni, pracy, czy miłości)? Jak koronawirus przekształci świat kultury oraz mediów, które, trzeba to przyznać, w ogromnym stopniu kontrolują naszą wiedzę i samopoczucie, kształtują naszą codzienność poprzez podawanie określonych wiadomości, programów rozrywkowych, czy seriali? Będzie lepiej, czy będzie gorzej? Każdy ma swoją „post-wirusową” wizję przyszłości, jak w tym wywiadzie. Razem z moimi wspaniałymi gośćmi, w większości znanymi z telewizji, Anną Sabat, Magdaleną Wolińską-Riedi, Danielem Szczypą, Pawłem Stalińskim, Joanną Okulską i Iwoną Klimkowską, analizujemy każde z zagadnień dochodząc do bardzo ciekawych wniosków.
Magdalena Wolińska-Riedi jest bez wątpienia w tej chwili, jedną z najbardziej rozpoznawalnych Polek żyjących we Włoszech. To włoska korespondentka Telewizji Polskiej mieszkająca w Watykanie. Można zobaczyć ją codziennie na antenach TVP Info, w wiadomościach TVP 1, Panoramie na TVP 2, czy na kanale Polonia24. Ukończyła Italianistykę na Uniwersytecie Warszawskim oraz studiowała Historię Kościoła na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Niedawno wydała też swoją biograficzną książkę pt. „Kobieta w Watykanie. Jak żyje się w najmniejszym państwie świata”, Wydawnictwo Znak. Anna Sabat, politolog, kulturoznawca i amerykanista, ukończyła Wydział Studiów Międzynarodowych i Polityczny Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Od 13 lat związana jest z rzeszowskim oddziałem Telewizji Polskiej. Jest dziennikarką, prezenterką i wydawcą programów porannych oraz prowadzi autorski program „Magazyn Kultury. W programie „Wstęp bezpłatny” relacjonuje najważniejsze wydarzenia kulturalne oraz rozmawia z ludźmi ze świata kultury i sztuki (np. Simon Toulson Clark z Red Box, Karen Edwards, Vincenzo Capezzuto z Squadro Italiano, Ziggi Hoffer, Kings’ Singers, Piotr Beczała, Tomasz Konieczny, Mike Stern, Vadim Repin, Gabriela Montero, Bernard Pras i Vadim Brodski). Interesuje się teatrem oraz polsko – żydowską historią. Decyzją Kapituły Konkursu Ex Toto Corde została Dziennikarzem 2018 roku. Pracuje jako konferansjer, współprowadziła m.in. galę Konkursu Wiktoria, Znak Jakości Biznesu oraz galę XIII Forum Europa – Ukraina. Daniel Szczypa jest aktorem teatralnym, filmowym i telewizyjnym znanym m.in. z udziału w produkcjach: „Na wspólnej”, „Czas honoru”, „Na dobre i na złe”, „M jak miłość”, „Ojciec Mateusz”, „The Range”, „Komisarz Alex”, „Fighter” oraz „Barwy szczęścia”. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Ludwika Solskiego w Krakowie.
Paweł Staliński, wielu znany jako model, aktor („Diablo”, „Barwy szczęścia”, „Wojenne dziewczyny”) oraz tancerz. Był uczestnikiem 12. edycji „Tańca z gwiazdami”, w którym zajął drugie miejsce. Ukończył Szkołę Fotografii w Warszawie, studiował również finanse na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Jego pasje to podróże i sport. Przez ostatnich sześć lat zajmował się tworzeniem i zarządzaniem Szkoły Pierwszego Tańca dla Narzeczonych. Jego najnowszym biznesowym projektem jest pierwszytanieconline.pl. Jest to platforma do nauki „pierwszego tańca” przez Internet z wykorzystaniem kursów video. Iwona Klimkowska to pedagog, socjolog, doradca zawodowy i psychospołeczny. Jest założycielką Akademii Wsparcia i Rozwoju w Choszcznie, znajdującym się w województwie zachodniopomorskim, gdzie udziela porad, daje konsultacje oraz prowadzi szkolenia i warsztaty rozwoju osobistego. Joanna Okulska jest psychologiem klinicznym i socjologiem. Od lat mieszka we Włoszech, gdzie prowadzi swój gabinet psychologiczny. Wykłada psychologię na dwóch tutejszych uniwersytetach; traktuje przedmioty: „Psychologia osobowości”; „Psychologia społeczna”; „Inteligencja emocjonalna”; „Psychologia komunikacji i grupy”; „Tożsamość kobieca”; „Pedagogika rodziny”. Jest także koordynatorem studiów podyplomowych z pomocy humanitarnej. Zapraszam, w imieniu moim i moich niesamowitych gości, do przeczytania wywiadu!
Jesteście osobami publicznymi. Macie stały kontakt z publicznością: odbiorcami przed telewizorami, klientami w studio, fanami w mediach społecznościowych. Wasze życie bazuje na kontakcie międzyludzkim. Można powiedzieć, iż dajecie ludziom szczęście. Jak to jest, według was, z tym szczęściem w chwili obecnej?
AS: Hanna Krall miała rację pisząc: „spieszmy się mądrze żyć”. Początkiem 2020 dostaliśmy czas, by docenić czas. Koronawirus obnażył naszą niemoc, zaniechania, lenistwo, fasadowość i pozorność. Zagościł się w szczelinach różnych dziedzin i sektorów. Odsunął realizacje marzeń i pasji. Globalnie zamroził pragnienia i kontakt. Zawężając pole działania do kilkudziesięciu metrów kwadratowych, zbliżył nas do ludzi, którym kiedyś m.in. ślubowaliśmy miłość i oddanie. Odpowiedź na to pytanie to #zostańwdomu. Klarowny i jasny przekaz apelujący o zachowanie rozsądku i odpowiedzialności zbiorowej; jest też wskazówką, gdzie warto szukać szczęścia. „Szczęście” jest w nas i obok nas, ma swoje imię, nawyki, zalety i wady, a co najważniejsze, boi się przyszłości tak samo jak my.
PS: Ja myślę, że ze szczęściem jest tak, jak było zawsze, a teraz mamy okazję, by uczyć się cieszyć z małych rzeczy: ze zdrowia, ze smaku i zapachu porannej kawy, z bliskości drugiej osoby. Mamy niepowtarzalną okazję, by sprawdzić, czy potrafimy uniezależnić poczucie szczęścia od okoliczności życiowych i tego, co nam się w życiu przytrafia. Wiadomo powszechnie, że jest dużo osób, które „mają wszystko”, a mimo to są nieszczęśliwe. To jasno pokazuje, że prawdziwe szczęście jest bardziej naszym stanem wewnętrznym niż okolicznościami, w jakich się znajdujemy; działa to też w drugą stronę. Można uczyć się szukać w sobie takiej części nas, która może być spokojna, nawet kiedy mierzymy się z przeciwnościami losu. Może teraz jest właśnie na to czas.
DS: Ja od pewnego czasu uważam, że szczęście to przede wszystkim stan umysłu. Myślę też, że nic i nikt inny nie mogą nam go dać, jak tylko my sami. Często uzależniamy ten stan od okoliczności zewnętrznych, a wtedy trudno, szczególnie biorąc pod uwagę obecną sytuację na świecie, odnaleźć je w sobie. Szczęście i pogoń za nim chyba od zawsze było towarem na wagę złota. Ludzie tak bardzo pragną być szczęśliwi, często za wszelką cenę, że staje się to jakimś natręctwem, kompulsją naszej natury. Wydaje mi się, że dobrze odnaleźć w życiu balans i zdawać sobie sprawę, że człowiek to cała gama ludzkich zachowań i uczuć, a szczęście jest tylko jednym z nich. Tak bardzo jesteśmy nastawieni na pogoń za tym uczuciem, że wypieramy istnienie smutku, żalu, złości itp. Akceptacja tego, że w życiu bywają trudne chwile i nic nigdy nie jest constans, jest pierwszym krokiem do odnalezienia spokoju i spełnienia. W obecnej sytuacji, z jaką przyszło nam się skonfrontować, trudniej nam odnaleźć w sobie powody do radości i zadowolenia. Dla mnie decydujące znaczenie mają zdolność i siła akceptacji, czyli jednocześnie adaptacji do zaistniałych warunków. Jestem przekonany, że ta adaptacja i elastyczność są ogromnym atutem, który może nam pomóc przetrwać ten zaistniały kryzys i odnaleźć szczęście i spokój ducha. Bez wątpienia, dużą rolę odgrywa tu kontakt z drugim człowiekiem. Mimo, że jest ostatnio ograniczony, to jest to paradoksalnie dogodny moment, aby się zatrzymać i uzmysłowić sobie jak bliskość, kontakt z drugim człowiekiem, czy więzi, które do tej pory udało nam się zbudować, są nieodzownym elementem naszego szczęścia.
JO: Jeśli chodzi o mnie, raczej nie daję ludziom szczęścia, ale pomagam im go szukać na własną rękę. Okres pandemii, z punktu widzenia szczęścia, jest bardzo ciekawy, bo stawia nas niejako przed dylematem (cytując Tatarkiewicza), czy szczęście to „trwałe, pełne i uzasadnione zadowolenie z życia”, czy raczej „życie dające trwałe, pełne i uzasadnione zadowolenie”. Niby chodzi tu o to samo, ale nie do końca. W pierwszym przypadku nasze szczęście jest definiowane poprzez rozmaite czynniki zewnętrzne, które sprawiają, że nasza sytuacja, „obiektywnie” rzecz ujmując, jest zadowalająca (np. dobra praca, duże mieszkanie, piękna żona). W drugim przypadku natomiast chodzi o subiektywne poczucie zadowolenia z życia. Aktualnie żyjemy w sytuacji, w której zewnętrzne czynniki (takie jak np. status zawodowy, zarobki, poczucie stabilności i bezpieczeństwa) raczej nie napawają nas zadowoleniem. Wiele osób, z winy koronawirusa, nie może pracować, pogarsza się w związku z tym sytuacja finansowa, zmniejsza się poczucie przewidywalności i bezpieczeństwa świata, w jakim żyjemy, a przymusowa kwarantanna nierzadko sprzyja konfliktom z najbliższymi. Jest to natomiast dobry moment na przyjrzenie się temu, co jest dla nas najważniejsze. Okazuje się bowiem, że osoby, które czują się bardziej szczęśliwe od innych wcale nie znajdują się w lepszej sytuacji życiowej, ale raczej mają konstruktywne nawyki. Wśród tych nawyków najważniejsze znaczenie zdaje się mieć umiejętność odczuwania wdzięczności, nawet za drobne rzeczy, a także inwestowanie w dobre, rozwojowe relacje, a także umiejętność opiekowania się sobą.
MWR: Zgadzam się z tym, co mówicie. To zrozumiałe, że w obecnej sytuacji możemy czuć się zagubieni, czy zdezorientowani. Zostaliśmy pozbawieni w jednej chwili całej naszej rutyny, która – z jednej strony – może czasem męczyła, ale – z drugiej – bez wątpienia dawała poczucie pewnej stabilności. Nagle miliony osób znalazły się zamknięte w czterech ścianach, nierzadko w niewielkiej przestrzeni wraz z innymi członkami rodziny, z którymi na co dzień mijają się w biegu, tak naprawdę nie znając często wzajemnych potrzeb i uczuć. Może to jest idealny moment, by odkryć na nowo to, co daje prawdziwe szczęście: więzi międzyludzkie z najbliższymi, ze współmałżonkiem, z własnymi dziećmi. To trudne wyzwanie, wymaga cierpliwości i pielęgnacji, ale nagrodą może być wielkie poczucie bezpieczeństwa, które się w nas zrodzi.
IK: O szczęściu już tak dużo napisano a i tak ten temat, jak widać też z powyższych wypowiedzi, nigdy się moim zdaniem nie wyczerpie. Dlaczego? To proste, bo każdy z nas myśli o tym w różny sposób. W zależności od tego w jakim momencie życia się znajdujemy, jakie mamy doświadczenia i kondycję psychiczną, tak będziemy postrzegać swoje szczęście, albo jego brak. Nasze poczucie bycia szczęśliwym zależy od wielu czynników. Nie ma i pewnie nigdy nie będzie możliwe stworzenie uniwersalnej definicji szczęścia dla każdego, bo każdy z nas jest inny. Dla mnie szczęście to stan umysłu. To sztuka życia, umiejętność pozytywnego myślenia. Skoro to umiejętność, to coś, co się nabywa w toku rozwoju, czego można się nauczyć, to w tym wszystkim jest najbardziej pocieszające. Ja uczę się być szczęśliwą każdego dnia od nowa. Pomimo różnych niepowodzeń, stresów, lęków, trudności i porażek szukam swojego szczęścia na swój sposób. Każdy z nas może być szczęśliwy albo nieszczęśliwy. Mamy wybór. Ja mam zawsze gdzieś z tyłu głowy taką myśl: „To ode mnie zależy, jak zinterpretuję daną sytuację, to ja decyduję kto mnie zdenerwuje, ośmieszy, poniży, kto i co ma wpływ na moje samopoczucie, nastroje, zachowanie i przede wszystkim na zdrowie”. Wiem też, że nie można być szczęśliwym raz na zawsze. To jest podstawa zrozumienia prawdziwego szczęścia. Ks. Twardowski tak ładnie powiedział, że w życiu musi być dobrze i niedobrze, bo jak jest tylko dobrze, to niedobrze. Nie docenimy szczęścia mając je na co dzień. Musimy je stracić, by w końcu zacząć je postrzegać w zwykłych codziennych sytuacjach, które kiedyś wydawały nam się normalne i takie oczywiste. Nie, nic nie jest normą, wszystko można stracić, o czym tak boleśnie się przekonaliśmy w ostatnim czasie. Dlatego doceniać trzeba każdą chwilę, każdą drobnostkę. Krótko przed wybuchem pandemii wirusa prowadziłam wykłady motywacyjne i warsztaty dla kobiet oraz członków klubów seniora o wdzięcznym tytule: „Radość życia”. Po jednym z takich wykładów ktoś z uczestników podszedł do mnie i powiedział: „Dziękujemy pani za dodanie otuchy i potwierdzenie oczywistych prawd”. My niby to wszystko wiemy, ale tak często się gubimy w tym naszym szybkim życiu. Zapominamy o tym, że sami odpowiadamy za to, jak się czujemy. Dla mnie szczęście to cieszenie się każdą chwilą, z każdego najmniejszego drobiazgu. Zaczynam swój szczęśliwy dzień od patrzenia przez okno, na swój ogród. On mi przypomina, że szczęście daje nam realizacja naszych marzeń. Można być szczęśliwym ciesząc się z banalnych rzeczy. To może być wspólna kawa z przyjaciółką, albo rozmowa telefoniczna z synem. To może być praca, którą wykonuje się z pasją, albo pomaganie innym, czy opiekowanie się zwierzętami w schronisku. To może być cokolwiek, co sprawia, że się uśmiechamy. Bycie wdzięcznym za to, co mamy, czego doświadczamy, szukanie pozytywów w każdej sytuacji, to podstawa budowania swojego szczęścia dzień po dniu. Tego można się nauczyć. To czy jesteśmy szczęśliwi, czy nie, zależy od nas samych.
Jak brak kontroli nad własnym życiem oraz długa izolacja wpływają na was, na waszą rodzinę, kolegów, na społeczeństwo? Jakie są wasze spostrzeżenia? Macie jakiś swój „domowy sposób” na chandrę?
PS: Ja mam akurat to szczęście, że w czasie „kwarantanny” pracuję więcej niż zanim się zaczęła. Oczywiście musieliśmy zrezygnować z prowadzenia zajęć tanecznych z naszymi parami młodymi na żywo, ale skierowaliśmy cały czas i siły w kierunku działań online. Robimy kilka dni zdjęciowych w każdym miesiącu i pracy jest tyle, że nie ma czasu na zamartwianie się. Oczywiście, każda tak duża zmiana w życiu jest trochę przerażająca, ale myślę, że najlepszą metodą radzenia sobie ze strachem i niepewnością to skupienie się na tym, nad czym mamy kontrolę. Nie mamy wpływu na pandemię, ale mamy wpływ na to, czy przeleżymy cały czas na kanapie zamartwiając się o przyszłość i patrząc w telewizor, czy postanowimy wykorzystać ten czas na jakieś ćwiczenia, czy może szukanie innych pomysłów, co w zaistniałych okolicznościach da się robić. Większość moich znajomych, którzy dobrze sobie radzą w tej sytuacji, to osoby, które błyskawicznie przystosowują się do nowych okoliczności. Nie rozmyślają jak jest źle albo, co gorsza, jak może być jeszcze gorzej, tylko pytają: „Dobra, to co właściwie mogę zrobić?”. Tak dla przykładu podam: znajoma, która szyła suknie ślubne, teraz szyje maseczki, przyjaciele prowadzący szkołę śpiewu, uczą innych śpiewać przez Internet. Oczywiście, jest trudniej, ale da się i o tym trzeba pamiętać.
MWR: W moim przypadku odpowiedź będzie absolutnie niestandardowa. Ja zupełnie nie wiem, co oznacza pojęcie „kwarantanny” i zamknięcia w domu w obecnym czasie, bo od pierwszej chwili, czyli od 23 lutego, pracuję nieprzerwanie. Jestem korespondentką z Włoch TVP, w związku z tym dla mnie sytuacje nadzwyczajne wiążą się z dodatkową, bardzo intensywną pracą.
Najpierw spędziłam 10 dni na północy, w Lombardii, w Mediolanie i w okolicy epicentrum Codogno, potem w regionie Emilia Romania, w Bolonii i Rimini, a potem wróciłam do Rzymu. Po zrobieniu testu w szpitalu Spallanzani, którego wynik był na szczęście negatywny, zaczęłam codzienną pracę tu, na miejscu. Pracuję kilkanaście godzin każdego dnia i tak jest do dziś. Natomiast moje dzieci od pierwszych dni marca są w Szwajcarii, póki co nie mogą wrócić, granice są zamknięte. Serce mi pęka, ale wiem, że w obecnym czasie tam są bezpieczniejsze.
DS: Niestety izolacja i ograniczenia, którym zostaliśmy poddani, nie wpływają na nas dobrze. Jest to trudny czas, z jakim przyszło nam się skonfrontować. Ograniczenie naszych swobód na pewno ma niekorzystny wpływ na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Jest to dla nas nowa sytuacja, która rozregulowała nam nasz naturalny porządek dnia codziennego. Widać niestety, że trudno nam się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć. Izolacja budzi w nas niepokój, lęk, poczucie zagrożenia. Nagle nie możemy realizować naszych podstawowych, prozaicznych, a co najważniejsze, tych spontanicznych potrzeb. Ludzkość stanęła przed trudnym wyzwaniem. Mam nadzieję, że jak to się już skończy, wyciągniemy z tego odpowiednie wnioski. Jednak nawet teraz można odnaleźć sposób, żeby o siebie zadbać. Dla mnie to między innymi czas, aby nadrobić zaległości w literaturze, bądź filmografii. Na pewno ten czas spowodował, że przewartościowałem w moim życiu wiele rzeczy i teraz patrzę na nie z zupełnie innej perspektywy. Nawet zaryzykuję stwierdzenie, że zacząłem ten kryzys doceniać. Ktoś kiedyś powiedział, że to w kryzysie rodzą się dobre rzeczy. Kryzys jest twórczy, wiec może spróbujmy wyciągnąć z niego jak najwięcej i iść dalej. A jeśli chodzi o chandrę, to najlepszym sposobem na to są ćwiczenia fizyczne, nawet w domu, bez problemu można je zaaranżować.
IK: Zazwyczaj ludziom, którym pomagam, mówię, że życie to sinusoida. Raz jest dobrze, a raz źle. Teraz w czasie izolacji to jest jeszcze bardziej widoczne. Jednego dnia mogę góry przenosić i wszystko widzę w różowych barwach, a innym razem już od samego rana trudno mi znaleźć coś sensownego do zrobienia. Ta monotonia i powtarzalność jest taka ograniczająca. Z zasady jestem osobą bardzo energiczną i twórczą, raczej pozytywnie nastawioną do życia, dlatego i w tej sytuacji szukam jakichś oznak na lepsze jutro. Nadzieja to jest coś, co zawsze trzyma ludzi przy życiu, o czym wielokrotnie pisał Viktor Frankl, austriacki psychiatra i psychoterapeuta, więzień obozów koncentracyjnych. Ja w to wierzę. Nie możemy poddawać się temu marazmowi. Trzeba za wszelką cenę próbować wpływać na swoją sytuację życiową, chociażby przez planowanie swojego dnia. Ja wstaję zawsze o tej samej godzinie, biegam po lesie (teraz już mogę), ćwiczę. Pomimo, że pracuję zdalnie, ubieram się w sukienki i robię makijaż, tak jakbym miała zaraz wyjść do pracy. Mam zapełniony kalendarz od 7.00 do 22.00. W końcu mam czas na to, co kiedyś odkładałam w nieskończoność, poza prasowaniem oczywiście, którego nie kocham (śmiech). Myślę, że najważniejszym jest nadać naszemu życiu jakiś sens, mieć zawsze coś do zrobienia. Jeśli nie dla siebie, to dla innych. Nic tak nie uszczęśliwia, jak bycie przydatnym, więc pomagajmy sobie na różne sposoby. Zawsze jest ktoś bardziej potrzebujący od nas. Zapewniam. Na podsumowanie mogę przytoczyć cytat Frankla: „Tym, czego człowiek naprawdę potrzebuje, nie jest stan wewnętrznej równowagi, lecz raczej wewnętrzna walka, dążenie do osiągnięcia wartościowego dlań celu czy realizacji swobodnie wybranego zadania. Tym, czego potrzebuje nie jest rozładowywanie za wszelką cenę wewnętrznych napięć, lecz wezwanie do wypełnienia potencjalnego sensu (…). Im bardziej zapominamy o sobie – oddając się sprawie, której pragniemy służyć, bądź też osobie, którą pragniemy kochać – tym głębsze jest nasze człowieczeństwo i tym mocniej urzeczywistniamy swój potencjał”.
AS: Pandemia pokazała jak mocno śmierć jest wpisana w ekonomię świata. Nakazy i zakazy z adnotacją „do odwołania” potęgują strach. Kolejne tygodnie w zawieszeniu pokazują naszą bezsilność. Wyczuwa się napięcie. Martwienie się poniekąd jest zajęciem, ale do niczego nie prowadzi. Gdy w głowie kłębi się zbyt dużo myśli – gotuję, porządkuję ubrania i ćwiczę ortografię z sześcioletnim synem. Radosne dyktanda z „muhą” w roli głównej poprawiają mi humor.
JO: Nasuwa się spontanicznie pytanie, na ile nasze dotychczasowe poczucie kontroli było realistyczne, a na ile natomiast dyktowane poczuciem, że jak tylko się postaramy, to będziemy w stanie dokonać wszystkiego, nawet niemożliwego. Poniekąd jest to związane z wymaganiami, jakie stawia przed nami społeczeństwo: trzeba być zawsze świetnym w tym, co się robi, bo w przeciwnym wypadku znajdzie się ktoś, kto zrobi to lepiej i nas zastąpi. Nie będziemy niezbędni. Z tego, co obserwuję, wiele osób czuje się zbędnych, niepotrzebnych i bezradnych, co wzmaga lęk o własną przyszłość. Jest to temat, który każdy z nas osobiście musi przepracować. Na to nakłada się również kwestia bliskich związków, jako że wspólna kwarantanna zobowiązuje nas do ciągłego przebywania ze sobą, co często przyczynia się do zaognienia już istniejących konfliktów, bądź do pojawienia się nowych. Odkrywamy jak to naprawdę jest z naszym związkiem. Niestety nierzadko jest to także przestrzeń na przemoc domową. Utrata kontroli sprawia, że jesteśmy zmuszeni ponownie dostosować się do rzeczywistości, która nie jest już taka jak kiedyś. Warto jednak w całym tym ogromie trudnych emocji i stresu zaopiekować się sobą. Każdemu z nas w większym lub mniejszym stopniu jest teraz trudno i to właśnie ta umiejętność opieki nad sobą robi różnicę.
Media polskie i włoskie piszą zgodnie, iż pandemia Covid-19 zmieni na zawsze ludzkość. Mówi się, że nic nie będzie już takie jak dawniej. Co kryje się za tymi słowami? Jak w tym scenariuszu plasują się relacje międzyludzkie? Jak będzie wyglądać komunikacja w świecie „po koronawirusie” (bez pocałunku na powitanie, czy uścisku dłoni)? Jesteście pesymistami, czy optymistami?
AS: Nie lubię poranków. Przerażają mnie publikowane raporty i bilanse zakażeń, gdyż w tych liczbach mogą kryć się najbliżsi i znajomi. Gdy słyszę: „chcę powrotu do normalności”, odpowiadam pytaniem: skoro wcześniej świat był taki „normalny” to dlaczego ta „normalność” rozsypała się niczym domek z kart? Pandemia będzie jedną z tych życiowych lekcji, którą musimy odrobić. Wierzę, że na nowych i trwałych zasadach odbudujemy nie tylko służbę zdrowia. Jak hasztagują Włosi, #andratuttobene, wszystko będzie dobrze! Jeszcze kiedyś rzucimy się sobie w ramiona!
DS: Wszystko tu chyba zależy od najbliższych tygodni i tego w jakim kierunku rozwinie się sytuacja. Mimo wszystko, ja też próbuję być optymistą, to daje mi nadzieję. Zdecydowanie wole myśleć, że to tylko okres przejściowy, z którym musimy się zmierzyć i w końcu przeminie. Chciałbym wierzyć, że ludzie, bez względu na szerokość geograficzną, czy kulturę, wyciągną z tej sytuacji podobne, daleko idące wnioski. Mam nadzieje, że większość z nas uzmysłowi sobie, jak ważne są więzi międzyludzkie, rodzina, przyjaciele, bliskość, drugi człowiek, zdrowie, wolność, możliwość decydowania o sobie i swoboda w realizowaniu swoich potrzeb. Niestety dla wielu z nas i naszych rodzin ten czas skończył się tragicznie. Odszedł ktoś bliski, kogo kochaliśmy. To też świadczy o tym, jak wszystko może się nagle zmienić, jak wiele rzeczy jest ulotnych. Myślę, że Covid-19, przy całej swojej dramaturgii, w dłuższej perspektywie skłoni nas do refleksji, przewartościowania wielu rzeczy i docenienia tego, co mamy i co możemy stracić. Jestem tu optymistą i wierzę, że wszystko wreszcie wróci do porządku dziennego, a my będziemy silniejsi i bogatsi o nowe doświadczenie.
PS: Ja chyba jestem realistą. Uważam, że wszystko, co ma swoją złą stronę, ma też i dobrą. Osobiście liczę na to, że to wymuszone spowolnienie w naszym codziennym biegu może też przynieść wiele dobrego. Być może docenimy, jak mówili Daniel i Ania, kontakty na żywo z innymi ludźmi, bo tak bardzo będzie nam ich brakować. Może potem docenimy więcej rzeczy, które uważaliśmy za pewnik jak spotkanie z przyjaciółmi w kawiarni, kolacja na mieście, a nawet spacer po parku. Może, jak już w końcu będziemy mogli z grupą przyjaciół się zobaczyć, to nie będziemy wszyscy gapić się w swoje telefony.
JO: Zgadzam się z tym, że po pandemii nic już nie będzie takie jak dawniej, aczkolwiek cały czas mam nadzieję, że będzie to zmiana na lepsze. Też myślę pozytywnie. Mamy teraz niebywałą okazję do przyjrzenia się bliżej temu, co dla nas jest najważniejsze, co tak naprawdę się liczy i ma znaczenie. Miejmy nadzieję, że dzięki temu, co wszyscy teraz przeżywamy, uda nam się zacząć podchodzić do siebie nawzajem z większą empatią. Covid-19 dotknął całe społeczeństwo, na wielu płaszczyznach. Jest więc tą sytuacją, w której w większym stopniu niż zwykle czujemy, że jesteśmy do siebie podobni, niezależnie od ról, jakie w życiu wykonujemy, czy grup społecznych, do jakich należymy. Zmusza nas także do wzięcia odpowiedzialności społecznej, bo zostajemy w domu nie tylko dlatego, że boimy się zarażenia, ale przede wszystkim dlatego, że poczuwamy się do odpowiedzialności za innych, słabszych, chorych, których sami moglibyśmy zarazić. W tym kontekście ograniczenie kontaktu fizycznego w rytuałach społecznych wydaje się mieć zdecydowanie mniejsze znaczenie niż to, czego aktualnie się uczymy, a mianowicie niż uważność skierowana do innych osób.
MWR: Ja uważam, iż wszystko zależy od autodyscypliny każdego z nas. Jeśli będziemy zmuszeni, wypracujemy w sobie nawyk zachowania dystansu, a serdeczny uścisk, czy pocałunek może nie zacznie wzbudzać w nas lęku lub obawy, że możemy się zarazić. Choć ja, żyjąc w Italii od tylu lat i znając trochę z obserwacji i z autopsji włoskie społeczeństwo, nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której Włosi – kiedy już temat epidemii ucichnie – nie zaczną się sobie wzajemnie rzucać w ramiona. Oni bez przytulania i wyrażania mocną gestykulacją emocji i myśli nie potrafią żyć! (śmiech).
IK: A ja myślę, że pomimo wszystko niewielu z nas wyciągnie z tej lekcji jakieś nauki. To, czy coś się zmieni, zależy bardziej od predyspozycji psychicznych człowieka, niż czynników zewnętrznych. Jeśli ktoś jest optymistycznie nastawiony do życia, to i w tej sytuacji sobie poradzi. Jeśli ktoś zawsze szuka dziury w całym, to znajdzie najgorsze zagrożenie nawet tam, gdzie go nie ma. Owszem, niektórzy z nas będą może ostrożniejsi, mniej ufni, podejmą jakieś działania, by coś zmienić w swoim życiu, myśleć inaczej, działać inaczej; może postanowią się jakoś zabezpieczyć na przyszłość albo swój biznes, ale większość z nas wróci do swoich starych przyzwyczajeń i schematów myślowych. Jesteśmy istotami społecznymi. Kontakt z drugim człowiekiem jak przytulanie i uścisk dłoni są nam potrzebne do życia jak tlen. Nawyków nie da się zmienić z dnia na dzień. To widać gołym okiem. Tam gdzie społeczeństwa były ”bardziej wylewne”, jak w Hiszpanii, czy we Włoszech, tam była większa zachorowalność i więcej zakażeń Covidem-19. W Polsce jest nieco inaczej. Ludzie pomimo wszystko są bardziej zdyscyplinowani i też, chyba, bardziej skłonni do izolowania się i zamykania w swoich czterech ścianach niż południowcy.
Jakie dziwne zachowania, związane z social distancing, zauważyliście już teraz w kwarantannie, podczas pracy lub na ulicy? Jak wyobrażacie sobie dalszą przyszłość i waszą pracę w tych nowych warunkach (w maseczkach, rękawiczkach, z zachowaniem odległości)? Czy w waszym zawodzie taki dystans jest w ogóle możliwy?
PS: Nie mam tutaj rażących przykładów. Mogę tylko być wdzięczny, że w moim przypadku udało znaleźć się sposób na przeniesienie aktywności zawodowej do Internetu. Myślę, że to jest czas, kiedy też możemy docenić realną wartość współczesnej technologii. Możemy uczyć się języków, ćwiczyć Yogę, a nawet prowadzić konsultacje z lekarzem, czy rehabilitację przez Internet. Ma to swoje ograniczenia, ale jest możliwe. Jeszcze 20 lat temu nie byłoby takiej opcji.
MWR: Ze względów bezpieczeństwa oczywiście staram się zachowywać dystans, choć przy moim codziennym przygotowywaniu materiałów do serwisów informacyjnych i wejść na żywo, wielokrotnie w ciągu dnia na różnych antenach TVP, muszę nagrywać wypowiedzi, czy to ekspertów, czy mieszkańców. Mamy specjalny wysięgnik, na którym montujemy mikrofon i pozostajemy 1,5 metra od rozmówcy i ograniczamy nagrywanie wypowiedzi do absolutnego minimum. Przy wydarzeniach w Watykanie z Wielkiego tygodnia, które przeszły do historii, z samotnym Papieżem na Placu Św. Piotra, grupka watykańskich fotografów i kilkoro dziennikarzy (w tym moja ekipa) zebrało się przy barierkach placu, ale też zachowując dystans i nosząc maseczki oraz rękawiczki. Zdejmujemy je tylko na moment nagrania.
AS: Do wypowiedzi Magdy, koleżanki po fachu, dodam, iż dziennikarstwo, jak mawia mój mąż, też dziennikarz, to indywidualny sport zbiorowy. Napędzają nas empatia, energia i emocje. Dystans, który musimy zachować choćby w kolejce do sklepu, w tym zawodzie jest niemożliwy, wręcz niewskazany. Nie chcę już oglądać kultury w sieci! Chcę wejść do galerii sztuki, chcę zasiąść na widowni i w ciszy czekać na spektakl. Choć nasze spektrum działania w związku z pandemią jest mocno ograniczone, robię wszystko, by nadal być wśród ludzi. Dziś reżim sanitarny, ta szczególna ostrożność ma swoje uzasadnienie. Pracuję w rękawiczkach, nagrywam w maseczce. Trzeba zastanowić się, który nakaz warto utrzymać w przyszłości, np. rękawiczki i płyny dezynfekujące w sklepach.
DS: Ja tych dziwnych zachowań zauważyłem bardzo dużo na co dzień, na ulicy i w mediach. Sam doświadczałem takich nieprzyjemnych sytuacji związanych z pandemią. Zostaliśmy zamknięci w domach, odizolowani od świata, a to niestety miało na nas negatywny wpływ. Nie chciałbym tu nikogo usprawiedliwiać, ale w większości z nas zadziałały naturalne instynkty i mechanizmy społeczne. Mam nadzieję, że najgorsze już za nami i że warunki życia i pracy będą z każdym tygodniem łagodniejsze. Nie mniej jednak uważam, że powrót co całkowitej normalności może jeszcze trochę potrwać. Nie rokuje też dobrze, jeśli chodzi o zawód aktora, gdzie bezpośredni kontakt jest nieodzownym elementem tej pracy.
JO: Zachowania, jakie można zaobserwować wśród ludzi, również te najbardziej osobliwe, nawiązując do wypowiedzi Daniela, są wyrazem osobistego stylu radzenia sobie z tą ewidentnie stresującą sytuacją, w jakiej się znajdujemy. Radzenie sobie jest procesem, a więc z definicji czymś, co zmienia się w czasie; o ile na początku kwarantanny nierzadko można było spotkać się z olbrzymimi kolejkami w sklepach i osobami robiącymi wielkie zapasy, teraz gdy minęło już trochę czasu, spotykamy się z takimi scenami coraz rzadziej. To samo dotyczy np. skłonności do osądzania tych, którzy wychodzą z domu, jako niepoważnych i niemal odpowiedzialnych za zagładę ludzkości, nie biorąc w ogóle pod uwagę, że lekarze, pielęgniarki, czy pracownicy supermarketów w jakiś sposób muszą jednak dotrzeć do pracy. Tak jak w każdym kryzysie, początkowo myśli się w kategoriach „zero-jedynkowych”, co ma nam zapewnić namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Im bardziej natomiast przystosowujemy się do sytuacji, tym bardziej jesteśmy w stanie dostrzec złożoność sytuacji.
IK: Ja z kolei nawiążę do wypowiedzi Joasi. Dopowiem tylko, iż, tak, w sytuacjach trudnych reagujemy w różny sposób. Co kraj, to obyczaj. Co człowiek, to inny punkt widzenia i spostrzegania. Myślę, że w czasie tej epidemii, jak i w każdej innej sytuacji zagrożenia zawsze znajdą się ludzie, którzy będą reagować przesadnie lękowo, wręcz panicznie bać się ludzi i unikać wszelkich kontaktów, ale znajdą się i tacy, którzy zlekceważą niepokojące informacje uważając, że to zwykły wirus grypy i nie ma czego się bać. Będą patrzyli na to wszystko z lekkim dystansem, nawet niedowierzaniem i chcąc, choć trochę, zwiększyć swoje poczucie kontroli, uwierzą w różne teorie spiskowe. Tak było, jest i będzie. Ludzie są różni i każdy z nas na swój sposób będzie przeżywał tę nową sytuację korzystając z repertuaru własnych przekonań i doświadczeń.
A co z miłością (nie tylko w „Barwach szczęścia”)? Będzie teraz trudniej zakochać się i zbliżyć do drugiego człowieka? Czy myślicie, że ten narzucony dystans zmieni nas, nasz charakter, nasza spontaniczność?
AS: Och, szczęście ma wiele barw! W kwestii „miłości” niewiele się zmieni, bo nieustannie poszukujemy czułości, bliskości i wyrozumiałości. Gesty, o których myślimy, podanie dłoni, przytulenie czy pocałunek na powitanie, kilka tygodni temu były oczywiste, dziś musimy być powściągliwi. Dystans ma swoje „plusy”. Pozwoli choć trochę się stęsknić. Wyostrza zmysły. Ustawia na nowo piramidę pragnień. Miłość i troskę na pewno warto też okazywać na odległość. Intymne relacje możemy tworzyć w sieci. To czas, by stać się lepszymi wersjami samych siebie.
PS: Na pewno ten czas będzie dużą próbą i sprawdzianem dla wielu istniejących już związków.
IK: Kochani, z miłością zawsze jest tak samo. Nie da się jej zaplanować, zamknąć przed epidemią, a tym bardziej, po jej zakończeniu, nikt nie będzie przed nią uciekał, bo każdy jej pragnie. Oczywiście w sytuacji izolacji, kwarantanny, trudniej nam było nawiązywać kontakty, ale po jej zakończeniu wszystko, moim zdaniem, wróci do normy. Ludzie tym bardziej będą pragnęli miłości chcąc nadrobić stracony czas. Teraz już wiemy, że nie ma na co czekać, zwlekać, odkładać jej w nieskończoność. To trochę tak, jak powiedziała kiedyś Agnieszka Osiecka: „Przyjaciele moi i przyjaciółki! Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości. Nie mówcie jej ‘Przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu‘, bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi: ‘Przepraszam, musiałam pomylić adres’…” Pstryk, iskierka gaśnie.
MWR: Pięknie to opisałaś, Iwonko. Tak, na pewno będzie teraz trudniej z tą miłością. Nieraz, w tym ostatnim czasie, myślę też o osobach samotnych, które często wieczory spędzają w miejscach publicznych, by może kogoś poznać, czy osobach które właśnie spotkały swoją miłość i ona rodzi się powoli, zaczyna dopiero rozkwitać, może w innej części kraju, w innym regionie. Teraz przez wiele tygodni nie mają możliwości zobaczenia się na żywo. Może to będzie próbą ich związku? Prawdziwej miłości jak złota doświadcza się w ogniu.
JO: Ja również twierdzę, iż w tym przypadku, warto spojrzeć na przyszłość z optymizmem. Przystosujemy się do tej sytuacji i nauczymy się w niej żyć na wszystkich obszarach, łącznie z miłością. W interwencji kryzysowej spory nacisk kładzie się na to, że każda „katastrofa” kiedyś się kończy. Ta również się skończy i o ile tylko będziemy w stanie podjąć refleksję nad własnym życiem, wyjdziemy z niej wzmocnieni i bardziej kreatywni, co znajdzie swój oddźwięk również w naszych aktualnych lub przyszłych bliskich relacjach.
DS: Wiecie co? „Miłość w czasach kwarantanny” to dobry tytuł na książkę (wszyscy śmiech). Niestety, zgadzam się z wszystkimi, ten czas nie sprzyja miłości i budowaniu relacji. Jednak, w dobie Internetu i mediów społecznościowych, kontakt z drugim człowiekiem można w pewnym stopniu sobie zrekompensować. Jak wiadomo, miłość ma wiele barw, a ludzie jak się kochają, to tymczasowe ograniczenia, nie powinny być dla nich problemem. Na pewno w pierwszych tygodniach po epidemii, będziemy dalej musieli być ostrożni, ale mam nadzieję, że możliwie szybko wrócimy do normy.
Jak wybuch pandemii zmienił wasze życie? Niektórzy z was są nadal aktywni zawodowo, jak rożni się teraz wasza praca? Jest wam trudniej? Jeśli nie pracujecie, kiedy macie nadzieję wrócić do zawodów? Jakie są wasze plany na najbliższą przyszłość?
AS: Od kilku tygodni bardzo starannie układam harmonogram dnia. Wróciłam do pracy po miesięcznej przerwie. Porządkuję myśli, przerabiam „w głowie” tematy i historie, które nie dawały mi spokoju. Och! Najtrudniej jest zrzucić kilogramy (śmiech). Przy dzieciach nie ma mowy o nudzie. Zofia i Jan są bardzo pomysłowi. Przestałam myśleć o przyszłości, o tym gdzie pojadę i co zrobię, jak skończy się pandemia. Życie toczy się tu i teraz. Nie na wszystko mamy wpływ. Skupiam się na tym co mogę zmienić. Niezmiennie noszę w sobie nadzieję, „Bóg pisze prosto na krzywych liniach”.
DS: Niestety, pandemia rozregulowała całe moje życie zawodowe. Wszystko stanęło w miejscu. Zdaje sobie z tego sprawę, że była to konieczność, ale w dłuższej perspektywie nie napawa to optymizmem.
PS: Podobnie jest u mnie. Włożyłem wszystkie siły w to, żeby przystosować się do nowej sytuacji. Oczywiście, to jest trudne, ale to nie znaczy, że nie należy próbować. Prowadzenie zajęć na żywo zastąpiłem nagrywaniem filmów instruktażowych z „Pierwszym Tańcem”. Pary, z którymi nasz zespół rozpoczął pracę na żywo, kontynuują z nami lekcje przez Skype i jakoś to działa. Jesteśmy też bardzo wdzięczni, gdyż widzimy dużo wsparcia od ludzi. Wielu wspiera lokalne biznesy i działania jak tylko może, kupuje zajęcia przez Internet, dzięki czemu my możemy kontynuować działalność, a nasi klienci mogę dalej szykować się do swojego ślubu, bez wychodzenia z domu. Spędzają czas tańcząc, co dodatkowo poprawia humor i zwiększa produkcję endorfin.
JO: Jak widzimy, największą zmianą jest przesunięcie się całej aktywności zawodowej do przestrzeni wirtualnej. Co prawda jako psycholog jestem uprawniona do dalszej pracy w gabinecie, ale w zaistniałej sytuacji zdecydowałam się na niekorzystanie z tego przywileju, będąc przekonana, że im mniej się będziemy wszyscy przemieszczać, tym szybciej uda nam się wyjść z kryzysu. Z pacjentami pracuję więc teraz przez Internet, co komplikuje sprawy o tyle, że nie zawsze możliwe jest zorganizowanie spotkania w momencie, w którym pacjent jest w domu z mężem, czy żoną, dziećmi, współlokatorami, itd. Brakuje też oczywiście bezpośredniego kontaktu, który ułatwia znacząco zwracanie uwagi na gesty, spojrzenie, ton głosu. Są to niezwykle cenne elementy, które przy pracy internetowej łatwo mogą umknąć, czy zagubić się w „szumie”. Ten nowy sposób pracy wymaga więc olbrzymiej koncentracji uwagi. Podobnie mają się sprawy z wykładami, czy seminariami. „Ogarnięcie” wirtualnej auli, w której znajduje się kilkadziesiąt osób, zwłaszcza wtedy, kiedy prowadzi się laboratoria, jest nie lada wyzwaniem. Zauważyłam jednak, że ma to też swoje pozytywne aspekty, jak np. poczucie przynależności i więzi wśród studentów, które teraz staje się niejako bardziej namacalne niż wcześniej. Teraz jest trudniej, trzeba dołożyć większego wysiłku we wspólną pracę, stąd w pewnym sensie nagle zaczęła ona mieć większe znaczenie niż do tej pory, kiedy, jak to się mówi, „było normalnie”.
IK: Wybuch pandemii spowodował również ograniczenie moich kontaktów z ludźmi. Praktycznie zostałam odcięta od fizycznego kontaktu z innymi. Na co dzień jestem bardzo aktywna. Spotykam się z wieloma osobami, prowadzę terapię, szkolenia, warsztaty, ćwiczę w sporej grupie kobiet, ciągle rozmawiam, a tu raptem wszystko się urwało. Pewnie, jak każdy w tej nowej sytuacji, przeżyłam szok. Kilkanaście dni zajęło mi zaakceptowanie tej nowej rzeczywistości i znalezienie nowych form aktywności i uatrakcyjnienia dnia. Cóż, zawsze mówię, że moją mocną stroną jest kreatywność i pozytywne nastawienie, więc i tym razem sobie poradziłam, i jeszcze wspieram innych. Nadal rozwiązuję problemy, tylko trochę inaczej. To moja praca, więc musiałam się otrząsnąć i zacząć działać. Skupienie się na rozwiązywaniu problemów jest najlepszym sposobem na radzenie sobie w sytuacjach stresujących. W końcu jeśli mamy wpływ na swoje życie, to możemy dokonać korzystnej dla nas zmiany. Po prawie dwóch miesiącach izolacji chętnie wróciłabym do swojego gabinetu, bo tęsknię za rozmowami twarzą w twarz. Joasia na pewno wie, co mam na myśli. Widzieć człowieka, któremu się pomaga, to zupełnie inny wymiar pomagania.
MWR: Jak już wspominałam kilka razy, wirus sprawił, że pracuję jeszcze więcej i szalenie intensywnie każdego dnia nie mogąc sobie pozwolić od wielu tygodni na dzień przerwy. Praca w telewizji stricte newsowej jest zajęciem z adrenaliną, ale może to właśnie pozwala przeżyć ten czas, w pewnym sensie, łatwiej, bo głowa jest czymś innym zajęta i nie ma chwili na nudę, ani na psychoanalizę, na która podatni jesteśmy w takich podbramkowych życiowo sytuacjach.
Jak spędzacie kwarantannę? Niektórzy z was pracują, inni nie. Co robicie w wolnym czasie? Jakie są wasze ukryte pasje? Odkryliście w sobie swoje drugie „ja”?
MWR: Do mojej poprzedniej wypowiedzi dodam tylko, iż pracuję zwykle od 9 rano. Wstaję o 8 rano i szykuje się do wyjścia, aż do późnego wieczora. Ostatnie materiały idą na antenę TVP o 23.00. Jak widzicie, nie ma mowy o dodatkowych sprawach. Kiedy wracam do domu późno, padam z sił, robię z córeczkami lekcje online łącząc się z nimi internetowo, odpytuje je z różnych języków, bo mają szalenie wysoki poziom w szkole. Czasem oglądam jakiś film, czytam kilka stron książki i śpię. Dzieci, jak już mówiłam, są w Szwajcarii, wiec bycie samą w domu jest dla mnie zupełnie nową sytuacją.
PS: Tak jak już wspomniałem, pracy jest jeszcze więcej, bo doszła kwestia dostosowania się do aktualnej sytuacji. To też wymaga nakładu pomysłowości i energii. W momentach odpoczynku udało mi się wrócić do regularnych ćwiczeń, które uzupełniam ćwiczeniami oddechowymi i prostymi medytacjami. Bardzo mnie uspokajają i wyciszają.
JO: Również dla mnie, przyznaję, okres kwarantanny jest okresem wytężonej pracy. Jako koordynator studiów podyplomowych z pomocy humanitarnej jestem zaangażowana w projekt interwencji kryzysowej w czasach pandemii, w którym biorą udział osoby z całego świata. Mój rytm pracy zatem nie zwolnił, a wręcz przyspieszył, ale jest to dla mnie w porządku. Otrzymujemy bardzo wiele niezwykle pozytywnych informacji zwrotnych od osób, z którymi pracujemy. To bardzo cieszy i pozwala odnaleźć osobisty sens całej tej sytuacji.
AS: Ja natomiast, podczas miesięcznego pobytu w domu, miałam okazję odkurzyć stare książki i magazyny. Bardzo dużo czytałam. Na nowo odkryłam twórczość Margaret Atwood. Niedawno wróciłam do pracy. Rytm w redakcji jest tylko odrobinę wolniejszy. Pracujemy co drugi dzień, w mniejszych grupach. Zachowujemy odległość. Dziś tematem numer jeden jest koronawirus.
DS: Kwarantannę próbuję spędzać możliwie produktywnie. Czytam książki, nadrabiam zaległości filmowe, zacząłem regularnie ćwiczyć, oczywiście w domu. Od zawsze też interesuję się psychologią i socjologią. Pandemia i jej skutki, dostarczają mi codziennie dużej porcji materiału w sferze zachowania i natury ludzkiej. Poświęcam też więcej uwagi najbliższym, na co wcześniej nie było tyle czasu. Znajduję chwile na rozmyślania, które skłaniają do przewartościowania wielu rzeczy. Czasem właśnie warto się zatrzymać i po prostu pobyć „tu i teraz”. Niesamowite jest to, że przy tych wszystkich ograniczeniach w widywaniu się z bliskimi, częściej do nich dzwonię i piszę. Zawsze, w każdej sytuacji, można znaleźć jakieś plusy.
IK: Pracuję zdalnie, czasem nawet więcej niż przed kwarantanną, jak Paweł, Joasia i Magda. Cieszę się, że nadal mogę wykonywać swoje obowiązki i pomagać innym, być wsparciem. To bardzo pomaga przetrwać trudne chwile. Jak już opowiadałam wcześniej, codziennie planuję swój dzień. Staram się szukać nowych zajęć, by się nie nudzić. Moja pasją jest ogród. W końcu miałam czas zadbać o niego, tak jak należy. Dużo czytam, uczę się języka angielskiego, piszę swoje posty dla grupy na Facebooku, codziennie biegam i ćwiczę online z dziewczynami z różnych grup. Pawle, zwracam się głównie do ciebie jako nauczyciela tańca, tańczę nawet zumbę!
PS: Wspaniale! Brawo! (śmiech)
Jestem pod wrażeniem! Spróbowałam kiedyś Zumby, ale była dla mnie zbyt intensywna. W moim przypadku wygrał Pilates (śmiech).
IK: Wszystko się da, jak się chce (śmiech). Joasiu, pytasz, czy odkryłam drugą siebie? Chyba nie. Jak zwykle brakuje mi czasu. Więcej planuję niż mogę wykonać, czyli wszystko tak jak zwykle. Ja nigdy się nie nudzę, nawet będąc sama, w izolacji. Nadal mogę się kontaktować z bliskimi, przyjaciółmi, tylko inaczej. To nie to samo i na dłuższą metę to jest nie do zniesienia, ale wierzę, że w końcu kiedyś się to skończy. Żyję nadzieją na lepsze jutro.
Część z was żyje w Polsce, część we Włoszech i Watykanie. Jak ten kryzys was zaskoczył? Są jakieś pozytywne akcje lub gesty, które w tym światowym dramacie w tych krajach was poruszyły?
AS: Poruszyły mnie zdjęcia papieża Franciszka na pustym placu św. Piotra. Już wcześniej wspomniała o tym Madzia. Wzruszyły mnie jego słowa: „Myśleliśmy, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie”. Pandemia wyzwoliła w nas też dobre emocje i chęć pomocy. Na przykład: trzy zdolne krawcowe z Teatru im. Wanady Siemaszkowej w Rzeszowie, które na co dzień szyły kostiumy, wykorzystały czas wolny od teatralnych premier. Pomagają innym w trudnym czasie pandemii. Uszyte maseczki przekazują Fundacji Iskierka, która dostarcza je na dziecięce oddziały onkologiczne.
MWR: Ja stale obserwuję piękne gesty ze strony Watykanu, samego papieża i jego jałmużnika, czyli polskiego kardynała, Konrada Krajewskiego, który w imieniu Franciszka niestrudzenie, od rana do wieczora, niesie pomoc tym, którzy w tej chwili są wystawieni na najcięższą próbę. Bezdomnych staram się wspierać również ja osobiście. Spotykam ich tu przy Watykanie, gdzie mieszkam. Jest tu bardzo wielu naszych rodaków. Oni obecnie są w jeszcze gorszym niż dotychczas położeniu, bo nie ma na ulicach żywej duszy, a zwykle mogli liczyć na drobne finansowe wsparcie od hierarchów, turystów, czy zwykłych mieszkańców Rzymu. Kilkakrotnie też wzięłam udział w akcji spesa sospesa. Co to znaczy? Przy robieniu własnych zakupów przygotowuje się torbę trwałych produktów dla osób najbardziej potrzebujących i po opłaceniu zostawia się ją przy kasie.
DS: Kryzys chyba zaskoczył nas wszystkich. Nikt nie spodziewał się, że rozwinie się na taką skalę, gdy napływały do nas informacje z Chin. Od dekad nie mieliśmy aż tak poważnej i dramatycznej sytuacji na świecie, gdzie ważyły się losy ludzkich istnień. Mimo, że wszystkim jest nam ciężko, co chwila możemy być świadkami solidarności ludzi w niesieniu wsparcia innym. Szczególnie ma tu na myśli służbę zdrowia, lekarzy, pielęgniarzy, ratowników medycznych, którzy przez cały ten trudny czas niosą pomoc z narażeniem własnego życia. Do tego dochodzą prywatne inicjatywy osób, które podejmują własne, niezależne działania, aby wspierać tych najbardziej potrzebujących w tych trudnych chwilach. Są to piękne i wzruszające gesty, które świadczą, że w obliczu dramatycznych wydarzeń zawsze możemy na siebie liczyć.
IK: Na co dzień żyję w Polsce, w małej miejscowości, w domu pod lasem. Czuję się bezpieczna. Nagle zdarzyło się coś takiego, co spowodowało nagłe poczucie zagrożenia. W takich okolicznościach ludzie różnie się zachowują. Pamiętam pierwsze dni po ogłoszeniu epidemii. Biegałam ścieżką wokół jeziora. Nie było tam prawie ludzi. Ci, którzy się odważyli spacerować, kiedy zobaczyli mnie biegnącą, nagle przystawali i odwracali twarze. To nie był przyjemny widok. Ludzie byli przerażeni. Potem oswoili się z tą sytuacją i zagrożeniem. Co mnie jeszcze zaskoczyło? To, że ludzie w Polsce tak łatwo podporządkowali się wszelkim nakazom i zakazom. Nie było zbyt wielu przypadków naruszenia kwarantanny. To naprawdę budujące. To, że Polacy jednoczą się i pomagają sobie w sytuacjach zagrożenia zewnętrznego, to już wiedziałam od dawna, więc przyjęłam te wszystkie akty dobrej woli, jak rzecz normalną. Tacy są Polacy. Tak postrzegam swoich rodaków.
PS: Zgadzam się z Iwoną. Myślę, że w Polsce najbardziej pozytywnym zjawiskiem jest to, jak Polacy potrafią w takich chwilach się zorganizować i wspierać. Są prywatne firmy, które drukują dla szpitali przyłbice na drukarkach 3D, bo tych brakuje. Za darmo przekazują je personelowi medycznemu. Młodzi ludzie oferują starszym sąsiadom zrobienie dla nich zakupów, żeby Ci nie musieli wychodzić z domu i ryzykować. Takich przykładów są setki i jest to coś absolutnie fantastycznego!
JO: Mnie osobiście napawają niemałym wzruszeniem historie o ludzkiej dobroci w tym trudnym okresie. Bardzo mi się podoba, że ludzie dzielą się z innymi doświadczonym dobrem, choćby opowiadając na Facebooku o tym, co im się przydarza. Jestem również wdzięczna za to, że okres kwarantanny okazuje się dobrym czasem na odezwanie się do starych znajomych i na odświeżenie kontaktów, które gdzieś w codziennym wirze się pogubiły. Bardzo wiele osób dzwoniło, bądź pisało do mnie, wiedząc, że mieszkam we Włoszech, żeby upewnić się, że wszystko u mnie w porządku. To bardzo miłe. Mam wrażenie, że – pomimo kwarantanny i izolacji – życie społeczne kwitnie, aczkolwiek w zupełnie inny sposób niż przed pandemią, co tym bardziej uświadamia mi, jak wielkim darem są przyjaciele.
O czym będzie się w najbliższej przyszłości więcej pisało, mówiło, czy kręciło filmy? Wszak kultura „wyzwala ciało od zniewolenia pracą i usposabia go do kontemplacji”, pisał Umberto Eco w „Zapiskach na pudełku od zapałek”. Kultury nie można tak po prostu zatrzymać. Jak do nowej rzeczywistości ustosunkowują się media?
AS: Teraźniejszość pisze scenariusz przyszłości. Ile jej wątków trafi na ekran i na karty książek, zależy tylko od wyobraźni twórców i artystów. Chciałabym, by nie zabrakło refleksji na temat jakości życia. Ostatnie pytanie jest też pytaniem o rolę i misję mediów w świecie, w którym coraz częściej jesteśmy sprofilowanymi odbiorcami reklam. Temat pandemii dominuje w serwisach informacyjnych. Rzetelność w przekazie jest szalenie istotna, podobnie jak szybka reakcja na tzw. fakenews. Mamy świadomość tego, jak działa machina strachu. Dlatego warto informacje m.in. o ofiarach koronawirusa uzupełniać informacją o liczbie osób, które wyzdrowiały. W przyszłości media nadal muszą walczyć o godność człowieka i kulturę, która nie jest kosztem, lecz naszą lokatą.
PS: Już teraz widać, że kwestia pandemii zdominowała media i social media. Prawdopodobnie taka tendencja utrzyma się jeszcze przez jakiś czas.
DS: Nie zapominajmy, iż media od początku pandemii serwują nam dużą porcję informacji związanych z tym tematem. Przyznam, że od jakiegoś czasu czuję przesyt. Ludzie są wręcz bombardowani dramatem zaistniałej sytuacji, co tylko potęguje lęk i frustracje. Niejednokrotnie zastanawiałem się, ile jest w tym prawdy, a ile manipulacji. W końcu manipuluje się informacjami w celu zbudowania napięcia. Wydaje mi się też, że ostatnie wydarzenia będą inspiracją dla wielu filmowców, bądź pisarzy. W niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się premier kinowych lub literackich. Mam tylko nadzieję, że wówczas epidemia pozostanie już tylko niegroźnym wspomnieniem.
MWR: Zgadzam się z wami. Na pewno pandemia i jej skutki wpłyną także na tematykę w szeroko pojętej kulturze, od zwykłego relacjonowania tego, co świat przeżył aż po głęboką, często na pewno metaforyczną, analizę tego zjawiska i jego wpływu na człowieka, na jego postrzeganie otaczającej rzeczywistości, na przemiany wewnątrz każdego z nas i, globalnie rzecz ujmując, całej ludzkości.
JO: Ja myślę z kolei, iż trudno przewidzieć, o czym dokładnie będziemy czytać. Faktem natomiast jest, że każdy z nas ma jakieś refleksje o własnym życiu, zarówno dotychczasowym, jak i tym, jakiego chcielibyśmy w przyszłości. Czas pandemii zmusił nas do zatrzymania się na dłuższą chwilę, uzmysłowił jak bardzo byliśmy zaangażowani w sprawy, bez których, jak się okazuje, można żyć. Doświadczyliśmy czegoś innego, niż zwykle i zaczęło nas to zmieniać. Zaczęliśmy sobie stawiać więcej pytań, poddawać w dyskusję nasz dotychczasowy styl życia i priorytety. Zaczęliśmy zwracać uwagę na inne rzeczy niż dotychczas. Zostaliśmy niejako zalani rozmaitymi emocjami, od których trudno uciec. Zaczęliśmy doświadczać siebie w inny sposób. Myślę, że odnajdziemy tą zmianę również i w kulturze.
IK: Ja natomiast mam nadzieję, że będzie się więcej pisało o prawdziwych zagrożeniach dla człowieka, o zgubnym wpływie naszego konsumpcjonizmu i egoistycznego podejścia do życia. Mam nadzieję, że zaczniemy wszyscy bardziej doceniać lekarzy, pielęgniarki, ratowników medycznych, nauczycieli, pracowników, ludzi nauki, bardziej niż blogerów, freelancerów, czy piłkarzy oraz że w końcu zaczniemy powracać do swoich rodzin, do cenionych przez przodków wartości i doceniać życie. To byłoby jakieś pocieszenie, a czy tak będzie, zobaczymy już wkrótce.
W naszej rozmowie nie może zabraknąć cytatu polskiego socjologa, geniusza, twórcy koncepcji „płynnej nowoczesności”, Zygmunta Baumana, który rzekł: „Demokratyczna polityka nie przetrwa zbyt długo w obliczu bierności obywateli wynikającej z ich politycznej ignorancji i obojętności”. Zgadzacie się z tym?
AS: Obywatelska anemia jest przypadłością wielu krajów. Na obojętność nie ma lekarstwa. Odpowiedzialności za państwo nie da się też nauczyć przez papier. Im więcej sporów, ignorancji i niewiedzy, tym trudniej jest utrzymać jedność państwa.
DS: Zdecydowanie zgadzam się z wypowiedzią Zygmunta Baumana. Uważam, że każdy obywatel ponosi moralną odpowiedzialność za czynny i aktywny udział w życiu politycznym swojego kraju. Odkąd żyjemy w państwie demokratycznym, mamy prawo, ale też obowiązek, uczestniczenia w podejmowaniu decyzji, dotyczących przyszłości naszego państwa. Jesteśmy to winni nie tylko sobie, ale również kolejnym pokoleniom. Możliwość swobodnego wyrażania swoich poglądów jest ogromną wartością, z której czynnie i świadomie powinniśmy korzystać.
IK: Ja też zgadzam się ze słowami Baumana. Nasz los jest w naszych rękach. Jeśli chcemy, żeby nasza demokracja przetrwała, musimy działać. Nie możemy być obojętni, bo inni też nie będą. Odwracając głowę, ignorując dajemy innym przyzwolenie, by działali po swojemu.
PS: Pozwólcie, że z kolei ja zacytuję Churchilla: „Demokracja to najgorszy ustrój, lecz lepszego jeszcze nie wymyślono.” Na pewno obojętność jest czymś, co bardzo zagraża temu, by ustrój demokratyczny pozostawał faktycznie demokratyczny.
JO: Zastanawiam się, czy na pewno jesteśmy wszyscy tacy bierni i obojętni. Ja osobiście mam wrażenie, że w obliczu pandemii zaczęliśmy się uczyć uważności na siebie nawzajem, przyjmowania odpowiedzialności społecznej, zaangażowania we wspólne dobro.
MWR: Ja powiem to tak. Obecna sytuacja jest nadzwyczaj trudna i dla wszystkich zupełnie nowa. Demokracja, która implikuje wolność i opcjonalność naszych wyborów wystawiana jest w tej chwili na ciężka próbę. Narody, które mają z natury wielkie poczucie wolności, wręcz spontaniczności, są najbardziej narażone na ryzyko drugiej fali epidemii i bardzo żmudnego procesu powracania do rzeczywistości, bo mają w sobie niejako niskie poczucie powszechnego posłuszeństwa, co obecnie byłoby pomocne. Dyscyplina, nie tylko poszczególnych osób, ale ogólnonarodowa, jest kluczem wobec tak podstępnego wroga, a lekkość ducha i pewna bierność lub obojętność w przestrzeganiu zasad na pewno nie sprzyja walce z wirusem. Spotkałam się wielokrotnie, w ostatnim czasie, ze stwierdzeniem wśród Włochów, że w Polsce dajemy sobie dużo sprawniej radę z tłumieniem epidemii, gdyż jesteśmy bardziej zdyscyplinowani, dlatego że jesteśmy przyzwyczajeni od dziesiątek lat do życia w odmętach dyktatury… (śmiech). Ciekawie nas widzą za granicą, prawda? Może coś w tym jest.
Z jakich części Polski pochodzicie oraz w jakim stopniu jesteście związani z Włochami? Gdzie czytelnicy Naszego Świata mogą was śledzić lub wejść z wami w kontakt? Gdzie będzie można was zobaczyć w najbliższym czasie, na wizji lub na żywo?
AS: Sienkiewicz mawiał, że każdy kulturalny człowiek ma dwie ojczyzny: własną i Italię. Moja włoska miłość zaczęła się od „Rzymskich wakacji”. Intrygują mnie charakter Włochów i miasta, które są sztuką samą w sobie. W Rzymie przyjęłam oświadczyny, tu też mam przyjaciółkę Joannę…
Tak, tak, chodzi o mnie… (wszyscy śmiech)
AS: Pochodzimy z południa Polski. Urodziłam się w Krośnie. Dzieciństwo spędziłam w Sieniawie, niewielkiej miejscowości położonej w dolinie Wisłoka, niedaleko Rymanowa. Do 1947 roku mieszkali tu Łemkowie, których przesiedlono podczas Akcji „Wisła”. Po dawnych mieszkańcach pozostała tylko cerkiew. Warto tu się zatrzymać także dla samego widoku zalewu. Mój Slow Beskid jest dosłownie kilkaset kilometrów od coraz bardziej przyspieszającego świata. Od 2002 roku mieszkam i pracuję w Rzeszowie, gdzie w oddziale TVP prowadzę m.in. prognozę pogody. Jestem również na Facebooku, ale mało aktywna.
Zatęskniłam właśnie za domem…
MWR: Ja urodziłam się w Warszawie, moja mama stamtąd pochodzi, a wychowałam się – ze względu na długoletnią pracę mojego taty – w podwarszawskiej miejscowości o nazwie Błonie. Skończyłam liceum im. M. Kopernika w Warszawie, a potem studia Italianistyki na UW. Mam w stolicy rodzinę ze strony mamy i przyjaciół, taty rodzina natomiast żyje na Lubelszczyźnie. Do Watykanu na stałe przeniosłam się w 2003 roku, kiedy wyszłam za mąż za szwajcarskiego gwardzistę. Obywatelką Watykanu jestem już od 16 lat. Mieszkałam za spiżową bramą, a teraz moje mieszkanie, również watykańskie, znajduje się vis a vis z bramą św. Anny. Można spotkać mnie właściwie codziennie na antenach TVP Info, w wiadomościach TVP 1, Panoramie na TVP 2, czy na kanale Polonia24.
DS: Ja natomiast pochodzę z Puław, pięknego miasteczka na Lubelszczyźnie, które słynnie z licznych historycznych atrakcji. Jest tam między innymi piękny park i muzeum Czartoryskich, Świątynia Sybilli, Domek Gotycki, oraz Brama Rzymska. Poza historycznym aspektem, Puławy to ciche, spokojne i pełne zieleni miasto. Tam spędziłem całe swoje dzieciństwo. Z tym miejscem wiąże się wiele wspomnień i sentymentu. Od kilku lat mieszkam w Warszawie, ale często wracam w rodzinne strony, by odwiedzić rodziców i odpocząć. Niestety nigdy jeszcze nie byłem we Włoszech. Słyszałem wiele dobrego na temat uroku tego kraju, wiec mam nadzieję, że w niedługim czasie będę miał okazję sam się o tym przekonać. Jeśli chodzi o moje poczynania zawodowe, to na chwilę obecna zapraszam do TVP 2 do śledzenia losów Lisickiego w serialu „Barwy Szczęścia”. Grana przeze mnie postać jest dość specyficzna, ale mam nadzieję, że przypadnie widzom w kraju i za granicą do gustu.
PS: Co mnie łączy z Włochami? Umiłowanie do dobrej kuchni, słońca, ludzi i uśmiechu oraz prawdziwej włoskiej kawy. Podobnie jak Daniel, mieszkam i pracuję w Warszawie. Online możecie mnie spotkać co tydzień, w czwartek, o godzinie 20.00 na naszym firmowym kanale Youtube (www.youtube.com/pierwszytanieconline) i tam zobaczyć premierę najnowszej choreografii tanecznej. Prowadzimy też na Youtube spotkania „na żywo” czyli „Live’y”, a dla każdego, kto chciałby się poduczyć tańca zapraszam na www.pierwszytanieconline.pl.
IK: Być może nie wiecie, ale ja jestem związana z każdą częścią Włoch, bo kocham podróże do Włoch i właściwie wszystko, co włoskie. Kiedyś moim największym marzeniem było zobaczyć Toskanię, taką prawdziwą. Chciałam posmakować każdego jej skrawka, bez pośpiechu. Udało mi się to dzięki znajomym z Facebooka, uczestnikom różnych grup, którzy pomogli mi zaplanować moją podróż marzeń. Dzięki Aleksandrze Seghi poznałam wspaniałą Marię Bandoni i zamieszkałam w przepięknej willi na obrzeżach Lukki. To była nasza baza wypadowa do wielu pięknych miejsc, które noszę swoim sercu do dzisiaj i myślę, że pozostaną ze mną już na zawsze, ukryte gdzieś w zakamarkach mojej duszy. Teraz wiem, że Facebook naprawdę łączy ludzi. Sama jestem bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Prowadzę swoją autorską stronę: Akademia Wsparcia i Rozwoju oraz dwie inne grupy. Jedna z nich nosi nazwę Happiness.IK. To grupa nie tylko dla ludzi szczęśliwych, a raczej dla tych, którzy chcą się nauczyć bycia szczęśliwymi. Co mnie skłoniło, żeby taką grupę założyć? Chęć zmiany. Kilka lat temu, po wielu latach złych doświadczeń powiedziałam sobie, dosyć tego! Mam jedno życie i chcę je przeżyć najlepiej jak się da. Szkoda czasu na zmartwienia. Trzeba żyć, bo czasu mamy coraz mniej. Dzielę się tą wiedzą z innymi. Z wykształcenia jestem pedagogiem i socjologiem. Jestem takim trochę doradcą życia. Umiem motywować i wspierać, bo kocham ludzi. Pracuję zazwyczaj z dorosłymi. Prowadzę szkolenia, warsztaty rozwojowe i wykłady motywacyjne. Śmiało mogę powiedzieć, że praca to moja pasja i teraz w dobie koronawirusa, właśnie pracy, spotkań face to face brakuje mi chyba najbardziej. Piszcie do mnie!
JO: Ja pochodzę z Kielecczyzny, od wielu lat mieszkam i pracuję w Rzymie. Można się ze mną skontaktować telefonicznie lub poprzez moją stronę Facebook https://www.facebook.com/PolskiPsychologRzym/. Jak tylko zostaną zniesione ograniczenia w przemieszczaniu się, będzie się można ze mną spotkać w moim gabinecie.
Zapomnijmy na chwilkę, że żyjemy teraz w filmie science-fiction. Jakie filmy i lektury polecilibyście podczas kwarantanny naszym czytelnikom? Dlaczego warto je obejrzeć/przeczytać? Jak nam mogą pomoc w tym trudnym momencie?
MWR: Ja mam swoją ukochana autorkę, pisarkę powieści historycznych, które przenoszą nas do innego wymiaru. To Valeria Montaldi, uwielbiam jej książki: „Il Mercante di Lana”, „La ribelle”, czy „La prigioniera del silenzio”. Są cudowne, wszystkim je polecam. Choć zabrzmi to może nieskromnie, nie mogę nie polecić też mojej książki, która ukazała się we wrześniu minionego roku i sprzedała się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. „Kobieta w Watykanie” to moja osobista opowieść przeplatana faktami historycznymi i informacjami o aktualnym życiu i funkcjonowaniu świata za spiżową bramą. Serdecznie zapraszam do lektury!
JO: Ja polecam wszystkie książki Martina Seligmana.
AS: Ja dzisiaj chciałabym mieć taki dystans do rzeczywistości jak bohaterowie książki „Miłość jest warta starania. Rozmowy z mistrzami” Justyny Dąbrowskiej. Autorka zachwyca umiejętnym doborem słów, drążąc temat przemijania szuka przepisu na dobre życie. Jej wywiady są też ciekawym wglądem w umysł Zofii Rosińskiej, Kazimierza Kutza i Danuty Szaflarskiej. Jeśli chodzi o film, mam dwa tytuły, które wywołują uśmiech na twarzy: „Nietykalni”, francuski komediodramat z muzyką genialnego Ludovica Einaudiego oraz „Młodość” Paola Sorrentino. W mojej interpretacji, opowiadają o nieumiejętnie wypowiedzianej miłości oraz o życiu, które w niesprzyjających okolicznościach jest niewiele warte…
DS: Czasy kwarantanny i izolacji, na pewno sprzyjają nadrabianiu zaległości w kinematografii i literaturze. Ostatnio miałem ogromną przyjemność obejrzeć na HBO GO trzeci sezon serialu „True Detective”. Jest bardzo dobrze napisany, z wyśmienitą wiodącą rolą zdobywcy Oscara, Mahershala Ali. To świetny aktor, od początku swoją kreacją przykuwa uwagę. Serial jest dość mroczny i momentami ciężki. Często zagłębia się do najciemniejszym zakamarków ludzkiej natury, co dla mnie było dużym walorem produkcji. Także dla fanów dwóch poprzednich sezonów i takiej tematyki może być mocno intrygujący. W przypadku literatury, ostatnio pochłonęła mnie książka Johna Douglasa „Mindhunter”. Jest to biografia słynnego agenta specjalnego FBI, który był jednym z największych profilerów w historii tejże jednostki. W książce jest przywołanych wiele autentycznych historii, w których pokazywany jest proces ścigania niebezpiecznych przestępców poprzez budowanie ich profilu psychologicznego. Jest to fascynujące studium wnikania w ludzką naturę i próba odnalezienia mechanizmów jej działania. Od zawsze interesowała mnie złożoność i taka nieprzewidywalność naszej psychiki. Zawód, który wykonuję, sprzyja rozwijaniu tej fascynacji, daje mi możliwość skonfrontowania się z uczuciami, światem wewnętrznym kreowanej postaci oraz pozwala spróbować zrozumieć, co było powodem jej zachowania i co mogła wtedy czuć. W ostatnich tygodniach doświadczamy trudne chwile związane z pandemią. Wydaje mi się, że jest to odpowiedni moment, aby spróbować się sobie przyjrzeć, wsłuchać się w siebie, świadomie doświadczać swoich uczuć. Czasem takie zatrzymanie się na chwilę, może uzmysłowić nam, że to, co się dzieje, jest chwilowe i niedługo przeminie.
PS: Jeśli chodzi o książki polecam coś o medytacji i kontroli stresu, czyli „Życie piękna katastrofa” Jona Kabat-Zinna oraz tytuły takie jak: „Ucieczka w góry”, piękna książka o polskich himalaizmie, „TOPR”, świetna książka o ratownikach TOPR, wzruszająca, szokująca i momentami bardzo zabawna oraz trylogia dla fanów fantastyki, „Krucze Pierścienie”. Filmy: „Wszystko za życie”, piękny film o poszukiwaniu siebie, o tęsknocie za wolnością. Jeśli chodzi o „Siłę spokoju”, polecam i film, i książkę, zwłaszcza w czasach, kiedy trzeba się nauczyć radzić z przeciwnościami losu. Obejrzyjcie też serial „Czarnobyl”, rewelacyjna produkcja.
IK: Jeśli chodzi o książki, to najbardziej inspirująca była dla mnie „Biegnąca z wilkami” Clarissy Pinkoli Estes. Polecam ją każdej kobiecie. W trudnych chwilach pomaga mi Regina Brett ze swoimi cudownymi lekcjami z „Bóg Nigdy nie mruga”. Kiedy szukam inspiracji, otwieram tę książkę na dowolnie wybranej stronie i zawsze udaje mi się trafić na to, czego szukam. Jakie filmy? Jeszcze nigdy nie obejrzałam tak wielu filmów jak w ostatnim czasie (śmiech). Polecam każdy film, byle nie katastroficzny. To ma być coś lekkiego, coś co pozwoli nam oderwać się od zagrażającej rzeczywistości. Polecam filmy o miłości i poszukiwaniu sensu życia. Na pewno każdy z was znajdzie dla siebie coś ciekawego. Moje ulubione filmy to: „Pamiętnik”, „Słodki listopad”, a ostatnio wzruszył mnie do łez film pt. „Jeden dzień” , w oryginale, „One Day”. Jest piękny i pozostawia po sobie wiele refleksji. Jedną z nich jest takie przekonanie, że nic nie trwa wiecznie i nie wolno igrać z losem. Nie mamy miliona szans do wykorzystania i czasem tę jedną najważniejszą osobę w naszym życiu możemy zgubić, a ten jeden najważniejszy dzień w swoim życiu rozegrać po prostu źle. To film o kształtowaniu swojego życia, dokonywaniu wyborów i niespełnionych oczekiwaniach. To też film, na którym się płacze. Gdzieś wyczytałam taką złotą myśl: „Są rzeczy, z którymi nie da się pogodzić, cierpienia, na które nie da się przygotować, nawet kiedy spodziewamy się ich za rogiem. Czy miłość prędzej, czy później musi równać się z bólem straty? Chyba tak. Nic nie możemy nic na to poradzić. Pozostaje wdzięczność za każdy dzień razem i tęsknota już zawsze w sercu. Miną dni, miną lata, a ona już nie zniknie… Już zawsze będzie pustka w tej części duszy. Wspomnienia zarówno szczęśliwe jak i bolesne. Strata, której nigdy i nic już nie wypełni”. Czy to znaczy, że nie warto kochać? Raczej nie. O tym jest właśnie ten film. Polecam każdemu.
Kochani, kochajmy siebie i kochajmy innych, wspierajmy się, oglądajmy filmy, czytajmy książki, uczmy się żyć jeden od drugiego i nigdy, ale to nigdy, to słowa od nas wszystkich, nie porzucajmy nadziei na lepsze jutro! Wierzmy, że wszystko będzie dobrze.