in

Włochy: Polskie wojowniczki w Różowych Koszulkach

Obie dowiedziały się, że mają raka piersi w wieku 37 lat. Żyją. Tę pierwszą, najtrudniejszą, bitwę z nowotworem wygrały. Nie było im łatwo: przeszły poważną operację, przez kilkanaście miesięcy musiały poddawać się tak ciężkim terapią, takim jak chemio- i radio. Choroba dopadła je, tu, na włoskiej ziemi, z dala od bliskich krewnych, którzy mogliby je wesprzeć w tym trudnym okresie. Obie, za kilkanaście dni, ubrane w różowe koszulki staną w pierwszym szeregu polskiej drużyny podczas Marszu „Race for the Cure” (“Bieg po Zdrowie”, w Polsce odpowiednik “Marsz Różowej Wstążki”), który odbędzie się w Wiecznym Mieście. Ze Stefanią Maj i Barbarą Lis, o chorobie, o ich walce z nią i o tym, dlaczego warto w tym marszu wziąć udział rozmawia Danuta Wojtaszczyk.

Niniejszy artykuł ukazał się w numerze 10.2013 “Naszego Świata”. Na zdjęciu w różowej koszulce Stefania Maj.

Pani Stefanio, jest Pani kapitanem Polskiej Drużyny, zorganizowanej przez Stowarzyszenie „Le Rondini” na rzymski marsz „Race for the Cure – Roma”. Będzie Pani jedną z kobiet w różowej koszulce z logo organizatora Komen Italia. Jakie dokładnie znaczenie ma ta różowa koszulka?
Różową koszulkę Komen Italia zakładają kobiety którą walczą lub wygrały z rakiem piersi. Ja należy do tych, które wygrały. Przynajmniej na dzień dzisiejszy….

Czy w Pani przypadku istniej ryzyko, że choroba powróci?
Na raka piersi może zachorować każda z nas. Choć według wszystkich badań lekarskich jestem w tej chwili osobą zdrową, jednak przynajmniej raz do roku muszę poddawać się badaniom kontrolnym. Kto raz miał już nowotwór do końca życia pozostaje w grupie wysokiego ryzyka zachorowań.

Jak się Pani dowiedziała, że ma Pani raka piersi?
Pewnego dnia, a było to 3 lata temu, podczas kąpieli zauważyłam dziwną zmianę jednej z brodawki. Była jakby skrzywiona. Badając pierś palcami nie wyczułam żadnego guzka, jednak wygląd tej brodawki na tyle mnie zaniepokoił, że postanowiłam pójść do ginekologa. Lekarz również nie wyczuł guzka, który jak się miało niedługo później okazać znajdował się pod brodawką i zawierał komórki rakowe. USG piersi też nie wykazało od razu choroby. Obecność komórek nowotworowych wykazała dopiero biopsja.

I jak przebiegało Pani leczenie?

Z tymi wynikami poszłam na wizytę do chirurga, a następnie do onkologa. Kiedy już było wiadomo, że muszę przejść operację zaczęłam się zastanawiać czy poddać się jej w Polsce czy we Włoszech. W Polsce miałabym w tych trudnych dniach wsparcie ze strony mamy i siostry, we Włoszech byłabym sama, jednak ponieważ wiele wskazywało na to, iż włoska służba zdrowia działa lepiej od naszej, zdecydowałam się leczyć w Rzymie. Około 5 miesięcy po operacji przeszłam cykle chemio- i radio- terapii.

Jak długo trwała walka z rakiem?

Licząc od operacji to przez około 1,5 roku. Po mniej więcej 18 miesiącach wyniki badań lekarskich przestały wykazywać obecność komórek nowotworowych. Jednak oczywiście muszę terminowo stawiać się na badania kontrolne.

Co poradziłaby Pani wszystkim kobietom odnośnie prewencji?

Przede wszystkim, aby regularnie oglądać piersi i wykonywać co roku cytologię u ginekologa. Rak piersi, podobnie jak rak szyjki macicy dotyka naprawdę kobiety w każdym wieku, a nie jak często zwykło się sądzić tylko w okresie przekwitania. Na podstawie mojego doświadczenia mogę też powiedzieć, że warto być upartym, nie dać się zbyć lekarzowi, jeśli czujemy, że coś jest nie tak. Jak już wspomniałam w moim przypadku guzek był umiejscowiony pod brodawką, a więc niemal niemożliwy do wyczucia… Warto zatem domagać się skierowania na usg. Warto domagać się badania, które rozwieje nasze wątpliwości.

Dlaczego warto wziąć udział w Marszu „Race for the Cure – Roma”?

Rak piersi może dotknąć każdą kobietę. Dlatego ważne jest, aby kampanie informacyjne na temat prewencji były jak najczęstsze. W Marszu Różowej Wstążki może wziąć udział każdy, również mężczyźni i dzieci, zatem udział w nim może być wydarzeniem familijnym, dniem podczas którego uświadamiamy sobie, że zdrowie i życie jest tym, co mamy najcenniejsze.

Pani Barbaro, Pani również 19 maja weźmie udział w „Race for the Cure – Roma” ubrana w różową koszulkę, jako kobieta która wygrała walk z rakiem piersi. W jaki sposób odkryto, że jest Pani chora?

Było to 7 lat temu. Było lato, spędzałam wakacje nad morzem. Podczas prysznicu wyczułam pewnego dnia guzka w piersi. Wyniki krwi były bardzo dobre. Dopiero dzięki mammografii i usg wykryto obecność chorobę – nie jednego, a 3 guzki. Następnie poddana zostałam biopsji, gdzie okazało się, że muszę poddać się operacji chirurgicznej, aby je usunąć. W momencie, kiedy dowiadujesz się, że to ty masz raka to w jednej sekundzie zdajesz sobie sprawę, że ŻYCIE jest jedno i trzeba je przeżyć jak najlepiej. . .! W trakcie zabiegu zrobiono próbę histologiczną i okazało się, że jest to nowotwór złośliwy, co natychmiastowo wiążę się z usunięciem węzłów chłonnych. Badanie histologiczne definitywnie potwierdziło nowotwór złośliwy.

Podjęła Pani leczenie w Polsce czy we Włoszech?

Operację i całe leczenie przeszłam w Rzymie, gdzie mieszkam i pracuję od wielu lat.

Jak wyglądało leczenie w Pani przypadku?

Podczas operacji usunięto mi całą pierś i węzły chłonne. Po tak ciężkim zabiegu chirurgicznym niemożliwa jest od razu rekonstrukcja piersi, poprzez wstawienie trwałej protezy. Pacjentkom, którym tak jak mnie wycinana jest cała pierś wstawiane są małe protezy tymczasowe. Przez kolejne 5 lat po operacji przeszłam szereg terapii, chemio-, także wzmacniające system odpornościowy. Na szczęście nie było przerzutów raka na inne organy. Co zaś się tyczy zdrowia psychicznego, które również cierpi, kiedy ciało walczy się z tak ciężka chorobą, to muszę powiedzieć, że najlepszym lekarstwem na czarne myśli była i jest dla mnie wiara w Boga. Kiedy dowiedziałam się, że mam raka miałam 37 lat. Samotnie wychowywałam dwójkę dzieci w wieku szkolnym. Choć w ramach terapii możliwe było też skorzystanie z pomocy psychologa, to jednak ja siły do walki z chorobą postanowiłam szukać w sobie i w modlitwie. Pozytywne nastawienie do leczenia, wiara w to, że choroba ustąpi ma w przypadkach wielu pacjentów znaczący wpływ na rezultat leczenia. Depresja z kolei dodatkowo osłabia układ odpornościowy i tak już udręczony przez chemio- czy radio-terapię. Myślę, że w moim przypadku było właśnie tak, że to całkowite oddanie si woli bożej, wiara w wyzdrowienie i miłość do życia w dużej mierze wpłynęły na przezwyciężenie choroby.

Jak długo trwało całe leczenie?

Terapie związane z tą chorobą trwają około 5 lat. Badania kontrolne wykonywane są co 3 miesiące, później co 6, a w tej chwili muszę je wykonywać raz do roku.

Co poradziłaby Pani innym kobietom odnośnie prewencji i w jaki sposób zachęciłaby Pani naszych czytelników do wzięcia udziały w Marszu Różowej Wstążki?

Bardzo ważne jest, aby wykonywać systematycznie kontrolne badania: mammografię i usg piersi, badania ginekologiczne oraz badania krwi. Jako mama nastoletniej córki mogę również powiedzieć, że bardzo ważne jest, aby kształtować w dziewczynkach nawyku dbania o swoje zdrowie, już od momentu, kiedy zaczynają one rozkwitać. Należy je też uświadamiać, że stosunki płciowe bez zabezpieczenia nie tylko wiążą się z ryzykiem przedwczesnej i niechcianej ciąży, ale też zarażeniem się różnego rodzaju wirusami, które mogą spowodować np. raka szyjki macicy. Prewencja i troska o własne zdrowie powinna być priorytetem od najmłodszych lat. Podczas leczenia poznałam również bardzo młode kobiety, dwudziestolatki, chore na raka piersi lub raka macicy, powtórzę więc za innymi: te choroby naprawdę dotykają kobiety w każdym wieku. Regularne, coroczne badania kontrolne często ratują życie pacjentkom: jak wiadomo im wcześniej nowotwór zostanie wykryty, tym większe szanse na to, że da się go pokonać. Tu również, ku przestrodze, pozwolę sobie przytoczyć przykład znajomej mi Polki, która zbyt długo zwlekała z wykonaniem kompleksowych badań, po tym jak zaobserwowała zmiany w swojej piersi. Niestety jej życia nie dało się uratować…

rozmawiała Danuta Wojtaszczyk

Diabeł nie siedzi w krzakach

Ambasador Polski nawiedził grób Kazimierza Papée