Pewne siebie dziecko ma większą motywację do nauki, chętniej podejmuje wyzwania. Jak krytykować, jak chwalić, by młodzi ludzie mieli prawidłową samoocenę rozmawiamy z Jolantą Kwasiborską-Suchecką, psychologiem.
Podobno nie ma dzieci leniwych, ale są takie, które nie wierzą w swoje możliwości, bo mają niską samoocenę. Zgadza się Pani z tym?
To prawda, że nie ma dzieci leniwych. Dziecko, które ma niskie poczucie własnej wartości, jest mniej skłonne do wysiłku, szybciej się poddaje i zniechęca, dlatego przez otoczenie może być niesprawiedliwie uważane za leniwe.
Dziecko z brakiem poczucia własnej wartości boi się porażki i stara się jej unikać. Stawia sobie zdania poniżej swoich umiejętności. Łatwiej jest mu powiedzieć, „nie chce mi się”, niż „nie poradzę sobie”. Nawet dzieci bardzo inteligentne, utalentowane, mogą mieć niskie poczucie własnej wartości i nadmiernie przeżywać stres związany ze szkołą.
Co to jest niska samoocena?
Samoocena, po postawa wobec samego siebie, wobec swoich możliwości oraz tego co jest wartościowe. To opinia na swój temat, która ujawnia się wtedy, gdy myślimy, jaki jestem, na co mnie stać. Samoocena, czyli poczucie wartości może być prawidłowe, zaniżone lub zawyżone.
Kiedy jest prawidłowe?
Gdy akceptujemy siebie takimi jakimi jesteśmy, z wadami i zaletami. Wtedy akceptujemy to, że popełniamy błędy. Nie obwiniamy siebie o porażki. Mamy szacunek do siebie samego, wierzymy w swoje możliwości, myślimy o sukcesie i czujemy, że chcemy i możemy po niego sięgnąć. Ludzie, którzy myślą o sobie dobrze, są szczęśliwi.
Jak żyje człowiek z zawyżoną samooceną?
Wcale nie jest mu dobrze, zwłaszcza w kontaktach międzyludzkich. Zawyżona samoocena nie pozwala mu dostrzec własnych wad i porażek. Człowiek z zawyżoną samooceną jest bezkrytyczny wobec siebie. Wydaje mu się, że zawsze jest lepszy od innych, a to powoduje, że ludzie za nim nie przepadają.
Jak funkcjonuje dziecko z niską samooceną?
Jest nieśmiałe, wycofane. Nie lubi nowych wyzwań. Często mówi: „to mi się to nie uda”. Nadmiernie się obwinia za każdą porażkę. Nie docenia swoich sukcesów.
Nawet jak zna odpowiedź, to w szkole nie zgłosi się do odpowiedzi?
Tak. Bo boi się krytyki.
Dlaczego?
Może w szkole lub w domu był nadmiernie krytykowany i oceniany.
Dlaczego jedne dzieci nie przejmują się krytyką, a inne wierzą w negatywne komentarze?
Na to wpływa nasz mózg. Są dzieci, których układ nerwowy predysponuje je do bycia nieśmiałymi i są dzieci, które nie zrażają się porażkami. Trzeba zaakceptować, że każde dziecko jest inne. Potrzebuje innego wsparcia. Bezwarunkowa akceptacja jest potrzebna do stworzenia pozytywnego obrazu siebie. To dlatego nie można porównywać rodzeństwa między sobą. Takie komentarze: „Popatrz na siostrę, jak ona sobie świetnie radzi!”, wcale nie mobilizuje, ale podcina skrzydła i przynosi odwrotny efekt, dziecko jeszcze bardziej zamyka się w sobie.
Jak budujemy obraz samego siebie?
Człowiek nie rodzi się z ugruntowaną samooceną. Ona powstaje pod wpływem sygnałów otoczenia. Wszystko, co robimy i mówimy do dziecka, powoli kształtuje jego postrzeganie samego siebie. Wpływ na to, jak o sobie będziemy myśleć, mają zarówno komunikaty słowne, jak i niewerbalne, wysyłane przez rodziców każdego dnia. Brawa za udany rzut piłką, grożenie palcem czy pochwała – to wszystko ma wpływ na to, jaki obraz siebie będzie miało dziecko w przyszłości.
Gdy małe dzieci bawią się w piaskownicy, zwykle śmiało dążą do celu. Co sprawia, że później wiele z nich traci pewność siebie?
Jeśli rodzice nie interesują sprawami dziecka lub nie dają mu przyzwolenia na odczuwanie trudnych emocji, takich jak złość czy smutek, np.: gdy dziecko płacze, mama mówi: „Przecież to nie boli, nie bądź beksa!”, „Co się tak wściekasz, nic się nie stało!”, wtedy dziecko zaczyna wierzyć, że jego potrzeby się nie liczą. Że to, co czuje, nie jest ważne. Przez to traci kontakt ze swoimi emocjami. Nie buduje realnego obrazu siebie, tylko idealny – narzucony z zewnątrz, zgodny z oczekiwaniami.
Jedna z definicji samooceny mówi o tym, że każdy z nas ma „ja realne”, czyli obszar wiedzy o sobie, który dotyczy tego kim się jest, jakie mamy słabe i silne strony oraz „ja idealne”, czyli to, jaki chciałbym być. Jeśli rozbieżność między „ja realnym” i „ja idealnym” jest duża, wtedy mówimy o niskiej samoocenie.
Jeśli dziecko jest wrażliwe, a otoczenie oczekuje, że będzie przebojowe, nie ma miejsca na samooakceptację?
To dlatego osoby z niską samooceną są bardzo krytyczne wobec siebie. Wiecznie z siebie niezadowolone. Z doświadczenia wiem, że dziecko, które w siebie nie wierzy, nawet jak poda dobrą odpowiedź, wydaje mu się, że jest zła, bo nie ufa temu, co myśli i czuje.
Dlaczego tak ważne są słowa, które wypowiadamy?
Niektóre etykiety takie jak: jesteś leniem, bałaganiarzem, wiecznie się spóźniasz, nic nie potrafisz porządnie zrobić, mogą przykleić się do dziecka na całe życie. Gdy dziecko uwierzy, że takie jest, jego samoocena będzie niska.
Jeśli krytykujemy dziecko, warto to robić na osobności, a nie w obecności rodzeństwa czy osób spoza rodziny. Krytykując, należy odnosić się do faktów, konkretnych wydarzeń i oceniać zachowanie dziecka, a nie jego osobę, czyli mówić, jak się zachowało, co zrobiło źle, a nie jakie jest. Nie należy uogólniać − trzeba zatem unikać takich słów jak: zawsze, nigdy, zazwyczaj, w ogóle.
Jak może reagować rodzic, by nie być destrukcyjnym, gdy dziecko dostanie jedynkę, albo gdy stwierdzi, że „szkoła jest bez sensu”.
Rodzic może powiedzieć tonem mentora „Jak tak możesz mówić? Szkoła jest potrzebna. Przygotowuje cię do studiów” lub: „Znowu coś przeskrobałeś”. Taki komentarz nie zachęci, by dziecko powiedziało, co się stało. Pewnie zamilknie i wyjdzie z pokoju. Rodzic nie dowie się, co je zdenerwowało. Gdyby zapytał: „Dlaczego myślisz, że szkoła jest bez sensu?”, dałby szansę na rozmowę.
W przypadku złej oceny, może zareagować spokojniej: „Pewnie jesteś zaskoczony. Widziałam, że przygotowywałeś się do klasówki”, a później dodać.” Zostało jeszcze kilka tygodni. Co możesz zrobić, by poprawić oceny?”.
Dziecko zwykle nie potrzebuje od rodzica dobrych rad.
Nie, częściej chce, by go wysłuchał. Szuka akceptacji, wsparcia, jeśli będzie potrzebował rozwiązania, poprosi o nie. Może się okazać, że jak się wygada i opadną emocje, sam znajdzie rozwiązanie. Często wystarczy samo aktywne wysłuchanie. Czasami warto nazwać emocje mówiąc: „Widzę, że zdenerwowało cię, że nauczyciel kazał ci poprawić sprawdzian. Chciałbyś sam decydować, o tym, czy chcesz uzyskać lepszą ocenę?”.
Co robić, by dziecko wspierać w samoakceptacji?
Warto wiedzieć skąd się bierze odwaga u dziecka.
Skąd?
Z tego, że rodzic okazuje mu szacunek. Słucha go. Dopytuje, „jak ci minął dzień?”. Ważne, by słuchał odpowiedzi. Odłożył telefon i popatrzył dziecku w oczy.
Co jeszcze buduje odwagę dziecka?
Gdy rodzic daje mu szansę samodzielnie rozwiązywać problemy. Gdy stwarza możliwość popełniania błędów. Nie otacza go szklaną bańką.
Dlaczego porażki są potrzebne do budowy samooceny?
Dzięki temu dziecko uświadamia sobie swoje realne możliwości. Buduje „ja realne”. Widzi, co mu wychodzi, a w jakich dziedzinach jest słabszy. Porażka też uczy. Jest częścią życia. Nie można jej demonizować i dziecka obwiniać za to, że coś mu nie wyszło. Warto wyciągnąć wnioski, dlaczego coś się nie udało.
Trenerzy sportowi mówią, „sto razy musisz przegrać, by raz wygrać” i warto to powtarzać dziecku. Warto także tłumaczyć, że życie składa się z wielu puzzli. Że muszą przejść przez kolejne etapy, nauczyć się kolejnych rzeczy, by osiągnąć cel. Dziecko nie myśli o takich konsekwencjach.
Co jeszcze buduje prawidłową samoocenę?
Samodzielność. Im bardziej samodzielne jest dziecko, tym ma większe zaufanie do swoich umiejętności. Gdy robi coś samodzielnie, odnosi sukces. Dzięki temu rodzi się w nim wiara we własne możliwości i będzie w stanie podejmować coraz większe wyzwania.
By wzmacniać dziecko, warto je chwalić. Jak to robić w umiejętny sposób?
Są komunikaty, które uskrzydlają, takie jak: „dobrze to zrobiłeś”, „można na Ciebie liczyć”, „dobra robota”, „dałeś sobie radę”.
Ale jeśli powiemy: „Potrafisz rozwiązać każde zadanie”, to jest pochwała oceniająca i ona może spowodować w dziecku sprzeciw. Może sobie pomyśleć „Nieprawda, nie jestem zdolny. Mogłem to zrobić lepiej”.
Warto stosować pochwały opisowe. Ich dziecko nie odrzuci. Zamiast: „Jesteś grzecznym chłopcem”, powiedzieć.: „Dowiedziałam się od nauczycielki, że w tym tygodniu zachowywałeś się spokojnie na zajęciach, uważałeś i brałeś udział w lekcji. Miło mi było usłyszeć to od Twojej pani”. Dziecko samo wysnuje wnioski, że potrafi się dobrze się zachowywać w szkole. Dzięki temu buduje realistyczny obraz siebie, że nie jest ani grzeczne ani nieznośne.
Czy stosować kary i nagrody?
Nie kary, ale naturalne konsekwencje. Jeśli dziecko ucieknie z lekcji, rodzic nie powinien tego usprawiedliwiać. Niech dziecko samo wytłumaczy się przed nauczycielem. Jeśli nie nauczy się na klasówkę, dostanie jedynkę. Nie zwalniajmy dziecka ze szkoły, bo się nie nauczyło. Dziecko musi poczuć konsekwencje swoich wyborów.
Co z nagrodami typu: jak dostaniesz szóstkę, kupimy ci coś, o czym marzyłeś?
To jest bez sensu. W dłuższej perspektywie się nie sprawdza. Dziecko samo musi chcieć się uczyć, a nie robić to dla gadżetów. Poza tym rodzice często za jedno przewinienie zabierają dzieciom wszystko: komputer, wyjścia z przyjaciółmi, telefon. Wtedy dziecko wychodzi z założenia, że nie ma nic do stracenia i jest zdemotywowane do działania. W takiej sytuacji nie ma szans na komunikację.
Co podcina dzieciom skrzydła?
Stawianie zbyt wysokich wymagań. Nadmiernie oczekiwania rodziców potrafią dzieci przygnieść. Jeśli dziecko czuje presję rodziców, bo ci przelewają na niego swoje marzenia z dzieciństwa i słyszy, że ma zostać prawnikiem czy lekarzem, a nie jest w stanie podołać takiemu wyzwaniu, wtedy może nawet trafić do szpitala psychiatrycznego z poważnymi zaburzeniami. Spotykałam na swojej drodze zawodowej dzieci, które były poddane nadmiernej kontroli i oczekiwaniom ponad swoje siły. Niestety jedną z konsekwencji tych oczekiwań była właśnie anoreksja. W tych rodzinach nikt nie dawał przestrzeni na własne decyzje, nikt ich nie pytał o zainteresowania. Dzieci miały zaplanowane mnóstwo dodatkowych zajęć i korepetycji, żeby tylko dobrze przygotować się na studia. Ciągle kontrolowano ich oceny. Nie było czasu na spotkania z przyjaciółmi. W takiej sytuacji dziecko szuka przestrzeni, w której ma na coś wpływ. Akurat w tym przypadku dzieci zaczęły chorobliwie kontrolować jedzenie.
Rozmawiała Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska
Źródło: Serwis Zdrowie – www.zdrowie.pap.pl