in

Dagmara Mikołajczak: Kobieta, która dla dobra swojego dziecka podjęła trudną decyzję o ucieczce z synem z Włoch do Polski

Włoski sąd skazał Polkę na 2 lata więzienia za uprowadzenie syna do Polski. Dagmara Mikołajczak – matka dziecka – opowiada w wywiadzie udzielonym redakcji „Naszego Świata” jak wyglądało jej życie przed dramatyczną decyzją o powrocie do kraju i co oznacza dla niej ten wyrok. Jej adwokatka zapowiedziała apelację od wyroku.

Kilka tygodni temu została Pani skazana przez Sąd pierwszej instancji w Rovigo na dwa lata więzienia oraz ograniczenia praw rodzicielskich na 4 lata za uprowadzenie syna. Oprócz tego musi Pani zapłacić 20 tys euro zadośćuczynienia ojcu dziecka za wyrządzone krzywdy. Proszę powiedzieć, dlaczego zdecydowała się Pani wywieźć dziecko z Włoch do Polski?

Od momentu kiedy zaszłam w ciąże pojawiły się problemy w naszym związku. Ojciec dziecka ubzdurał sobie, że synek ma zespół downa. Powtarzał ciągle, że jak dziecko urodzi się chore, to nie chce go nawet widzieć i że mogę od razu wracać z nim tam, skąd przyszłam, czyli wrócić do Polski. Ubliżał mi i stresował, co w moim stanie było bardzo niewskazane.

W piątym miesiącu pojawiły się skurcze, groziło mi poronienie. Do końca ciąży musiałam dużo leżeć i odpoczywać. Myślałam, że jak dziecko się urodzi to cała ta sytuacja i obsesja ojca się skończy. Ale po narodzinach było niestety jeszcze gorzej. Nie mogłam z dzieckiem iść do centrum handlowego, normalnie wyjść na spacer, bo ojciec wszędzie widział zarazki. Wszczynał awantury, groził mi i mojej córce, wyrzucał nas z domu, mówiąc że jesteśmy tu tylko gośćmi. Do domu zaczęła przyjeżdżać policja. Ojciec dziecka zabierał mi kluczyki od samochodu, nie miałam dostępu do internetu, mówił że nie kupi nic do jedzenia. Policja nieraz była świadkiem zachowań ojca, ale nie zrobili nic żeby mi pomóc. Chodziłam do centrum przemocy kobietom i prosiłam ich o pomoc. Ojciec dziecka zaczął mnie straszyć adwokatami.

W 2015 r. wniosłam pozew do Sądy w Rovigo o to, abym mogła wyjechać z synem do Polski. Adwokatka która mnie reprezentowała poradziła mi, że jak będę w wakacje w Polsce, żebym szukała pracy. Miało to zwiększyć moje szanse na to, aby sędzia wyraził zgodę na nasz wyjazd do Ojczyzny.

W tym samym roku spędziłam z dziećmi dwa miesiące w Polsce i proszę mi wierzyć, gdybym miała zamiar uprowadzić dziecko, to bym to zrobiła właśnie wtedy. A jednak wróciłam z dziećmi do Włoch, z dwoma ofertami pracy w Polsce. Ojciec dziecka zapewniał mnie wtedy, że znalazł mi pracę tu na miejscu, natomiast po moim powrocie nie chciał dać mi nawet numeru telefonu do pracodawców. Nie pomogły nawet pisma mojego adwokata do pełnomocników ojca. We wrześniu 2015 r. ojciec wyprowadził się z domu, a w listopadzie w sądzie w Rovigo podał jako powód jego wyprowadzki fakt, iż ukradłam mu puste kartki z kserokopiarki.

Zostałam bez środków do życia. Konsulat Generalny RP w Mediolanie przyznał mi bezzwrotną pożyczkę w wysokości 250 euro, opieka socjalna dała natomiast 100 euro na 3 miesiące. Otrzymywałam żywność od wolontariuszy stowarzyszenia pomocy działającego w Rovigo.

Ojciec syna przychodził codziennie do domu wieczorem i wszczynał awantury. Świadkami tych wszystkich gróźb i awantur były moje dzieci: syn, który miał niespełna dwa latka i moja córka z pierwszego małżeństwa, która miała w tym czasie 15 lat. Moja córka była przerażona, syn strasznie płakał całymi dniami. Był dzieckiem nerwowym i nadpobudliwym. Nikt nigdy się nami nie zainteresował, nikt nie pofatygował się, żeby to sprawdzić, pomimo tego, że szukałam pomocy dosłownie wszędzie. A w domu były dzieci które przechodziły horror.

W pewnym momencie sytuacja pogorszyła sie jeszcze bardziej, ojciec mojego synka zaczął się samookaleczać w mojej obecności zwalając winę na mnie, wszczynając przeciwko mnie postępowanie karne, które zostało umorzone. To było, jak piekło na ziemi. Faktów i dowodów przeciwko mojemu partnerowi jest bardzo dużo.

Na wyjazd do Polski zdecydowałam się tylko dlatego, że nie byłam już w stanie zapewnić sobie i dzieciom poczucia bezpieczeństwa we Włoszech. Nie mieliśmy środków do życia, wielokrotnie pożyczałam pieniądze od sąsiadów. Ojciec dziecka stawał się coraz bardziej agresywny.

 

Zarzucono Pani, że wywiozła Pani synka, podczas nieobecności ojca i że od 2015 roku utrudnia mu Pani widzenia z dzieckiem.

Po moim powrocie do Polski, ojciec od razu miał kontakt z synem przez internet. Znał także mój adres zamieszkania w Polsce, a pomimo tego, nigdy do niego nie przyjechał, nie domagał się widzeń, wnosił jedynie o nie podczas rozpraw sądowych o wydanie mu syna, które odbywały się w Polsce. Prawdą jest, że nie chciałam się na nie zgodzić, ale tłumaczyłam ten fakt tym, iż boję się ojca dziecka i tego co może zrobić. Prosiłam więc o widzenia kontrolowane.

Na pierwsze spotkanie, które odbyło się w miejscu publicznym poszłam razem z moją ciocią. Po tygodniu dostałam wezwanie na policję, ponieważ zostałam oskarżona przez ojca dziecka za zarysowanie jego samochodu. Byłam przesłuchiwana ja, moja ciocia, a także moja córka. Okazało się, że moje obawy były jak najbardziej uzasadnione. Ojciec dziecka zawsze powtarzał, że zrobi wszystko, żeby mnie zniszczyć. Postępowanie w ww. sprawie zostało umorzone.

14 marca 2018 roku, czyli po dwóch latach od kiedy dziecko przebywało już w Polsce, ojciec złożył wniosek o zabezpieczenie kontaktów ojca z synem. W dniu 26 marca 2018 r. sąd przyznał kontakty ojca z synkiem w obecności tłumacza i kuratora sądowego i może on spotykać się z dzieckiem, kiedy tylko chce, dlatego nie można tutaj mówić o jakimkolwiek utrudnianiu kontaktów. Chciałbym tu zaznaczyć, że od tego czasu, ojciec  przyjechał tylko raz, aby zobaczyć się z synem. Było to w lipcu 2018 r i jego wizyta była podyktowana postępowaniem, w którym zostałam skazana we Włoszech kilka ni temu, za uprowadzenie dziecka. Wizyta ojca trwała tylko dwa dni. Nie przyjechał ani na święta, ani na urodziny syna, które są w  grudniu.

Wspomnę też o tym, że we wrześniu 2015 r., jeszcze we Włoszech, wraz z moim adwokatem, widząc że ojciec wyprowadził się z domu, zaproponowaliśmy mu spotkania z dzieckiem w określone dni i godziny. Odpowiedź jego pełnomocników brzmiała tak: „W odniesieniu do zaproponowanej przez ciebie dyscypliny, niestety podkreślamy, że jest to dyscyplina jednostronnie podyktowana przez matkę Andrei (syna pani Dagmary, przyp. red.). W tej chwili zarządzanie dzieckiem nadal będzie oparte na zwyczajach, jak wcześniej”.

Co ten wyrok oznacza dla Pani ?

Uważam, że jest bardzo niesprawiedliwy. Ja nie zabraniam widzeń ojca z dzieckiem. Nie nastawiam dziecka przeciwko niemu, co zostało stwierdzone podczas badań dziecka przez biegłych sądowych w Polsce. W tym postępowaniu nie została w ogóle wzięta pod uwagę sytuacja w jakiej ja i moje dzieci żyliśmy we Włoszech przed naszym wyjazdem do kraju. Sędzia przesłuchał jedynie ojca dziecka i jego świadków co do naszej sytuacji we Włoszech przed moim wyjazdem. Natomiast jeśli chodzi o moich świadków, zdecydował, że ich nie przesłucha, twierdząc, że ta kwestia nie ma znaczenia w sprawie. Ojciec dziecka starał się także zastraszyć psycholog z Centrum Przeciw Przemocy – wytaczając jej postępowanie dyscyplinarne.

 

Decyzja sądu w Polsce jest jednak inna. Odrzucił on wniosek o wydanie dziecka ojcu. 26 lutego odbędzie się kolejna rozprawa przed Sądem we Włocławku.

Całe postępowanie na terenie Polski trwało około 1,5 roku. Zostało przeprowadzone bardzo szczegółowo. Ojciec zeznając przyznał się do tego, że gdyby dziecko miało downa, to go nie chciał, przyznał się do tego, że mówił że Polakom przydałby się Hitler, potwierdził że były momenty kiedy mówił że ja i dzieci byliśmy gośćmi w jego domu. Nie pamiętał daty urodzenia swojego syna. Twierdząc iż opiekował się często synkiem, zeznał że dziecko mając dwa lata nie mówiło do niego tato. Więc o jakiej więzi mówimy. Dziecko na widok ojca płakało. Ojciec stwierdził, że Włochy to kraj, w którym nawet prostytutkom daje się dzieci. W Polsce dziecko zostało przebadane przez biegłych sądowych oraz psychologów. Pytano je, z kim chce być. „Z mamą” odpowiedział, ale ojciec dziecka nie liczy się z jego zdaniem, uważając że dziecko nie ma prawa podejmować decyzji. Na ostatniej rozprawie ojciec się nie zjawił, nie było go na ogłoszeniu wyroku.

 

Przeciwko ojcu toczą się także inne sprawy.

14 września 2015 r. złożyłam we Włoszech wniosek o wszczęcie postępowania przeciwko niemu o znęcanie się nad rodziną z natychmiastowym pozwem oraz o zostasowanie środków zapobiegawczych w związku z oddaleniem się z domu rodzinnego ojca dziecka. Pierwsza rozprawa odbyła się 21 marca 2017 r., półtora roku od jej wniesienia.  Niestety w tym postępowaniu miałam adwokatkę Włoszkę, z którą praktycznie nie miałam kontaktu, i która nic nie zrobiła żeby postępowanie zostało wszczęte. Z dokumentów wynika, że w ogóle nie stawiła się na rozprawę. Wszystkie dowody na to, jak wyglądała moja obrona w tym postępowaniu, a raczej jej brak zostały przedstawione w sądzie we Włocławku.

Złożyłam także w Polsce o wszczęcie dochodzenia wobec ojca dziecka. 27 września 2017 r. prokurator postanowił o zawieszeniu postępowania ze względu na to, że w ramach międzynarodowej pomocy prawnej zwrócono się do Procura Generale Presso la Corte Di Appello di Milano w Republice Włoskiej z wnioskiem o realizację międzynarodowej pomocy prawnej. Termin nie jest znany do dnia dzisiejszego.

27 września 2018 r. moja adwokat we Włoszech złożyła skargę na ojca za uporczywe uchylanie się od obowiazku zapłaty alimentów. Prokurator we Włoszech już złożył pismo o umorzenie postępowania, oczywiście odwołaliśmy się od tej decyzji i 13 marca będzie rozprawa dotycząca tego przestepstwa.

 

Angelika Niewadzi – adwokatka Dagmary Mikołajczak zapowiedziała  odwołanie od wyroku.

– Moim zdaniem wyrok zawiera wiele błędów dotyczących oceny dowodów, a nawet bardziej brakiem oceny dowodów przedstawionych na korzyść Pani Dagmary – mówi w rozmowie z redakcją adwokat Angelika Niewadzi i dodaje. – Sąd nie dopuścił zeznań większości świadków, o które wnosiłam. Decyzja sądu opiera się wyłącznie na zeznaniach ojca dziecka. Ponadto sędzia stwierdził, że ojciec dziecka nie znęcał się nad matką i dziećmi, ponieważ nie ma dowodu na przemoc fizyczną. Pominął fakt, że przemoc psychiczna, całkowite uzależnienie finansowe od Donato (ojca dziecka, przyp. red.), od jego decyzji co do sposobu życia czy utrzymania rodziny, ciągłe bezpodstawne wzywanie do domu policji (bo Pani Dagmara np. chciała wyjść na basen lub do centrum handlowego z dzieckiem, a on się na to nie zgadzał) podchodzi,  zdaniem włoskiego Sądu Najwyższego pod miano przestępstwa znęcania się nad rodziną.

 

Anna Malczewska

Druga edycja projektu Diplomacy Education

Mniej biurokracji dla 17 mln obywateli UE