in

Wywiad z Julią Bilecką, właścicielką salonu fryzjerskiego w Mediolanie

Julia Bilecka przyjechała do Włoch w 2002 roku. Wielu uzna, że jej start na emigracji był ułatwiony, ponieważ miała oparcie w mężu – Włochu, ona jednak od samego początku myślała o zbudowaniu czegoś, co dałoby jej satysfakcję. I udało się. Po latach pracy jako fryzjerka, i wielu perypetiach związanych z nieprzemyślanymi do końca decyzjami, stała się właścicielką salonu fryzjerskiego w samym centrum Mediolanu, do którego coraz częściej zaglądają także Polki.

Julia Bilecka. Fot. arch. prywatne

Mieszka Pani we Włoszech już ponad 10 lat. Dlaczego zdecydowała się Pani wyjechać z Polski?
Do Włoch przyjechałam w 2002 r. Powodem mojej decyzji o opuszczeniu Polski była, może zabrzmi to banalnie, miłość. W 2000 roku w Sopocie poznałam mojego obecnego męża. Od początku naszej znajomości wiedziałam, że to właśnie ON. Pamiętam, jak wróciłam do domu i powiedziałam mamie, że zakochałam się od pierwszego wejrzenia, stwierdziła jedynie, że oszalałam. Proszę sobie jednak wyobrazić, że mama przyjechała do Italii wcześniej ode mnie, a powodem jej wyjazdu z kraju była podobnie jak w moim przypadku… miłość. Podczas jednej z wizyt w Polsce, mój włoski narzeczony przyjechał do kraju ze swoim szefem. Wtedy właśnie moja mama poznała przełożonego męża i bez zastanawiania się zbyt długo postanowiła przeprowadzić się do Włoch.

Jak wyglądały Pani początki na emigracji?
Kiedy przeprowadziłam się do Italii mówiłam tylko po angielsku, ale już po 6 miesiącach zaczęłam pracować w salonie fryzjerskim, w którym przeprowadzają zabiegi techniką Coppola, polegającą na trwałym prostowaniu włosów przy użyciu 100% kreatyny. Mój szef był bardzo wymagający, ale dzięki temu nauczyłam się bardzo dużo. Po 4 latach pracy u niego, i po przejściu poważnej operacji na kregosłup, nie przestalam wierzyć w to, co robię, postanowiłam otworzyć wraz z moja wspólniczką własny salon fryzjerski, ale po kilku latach współpracy okazało się, że w moim przypadku ta spółka nie była dobrym pomysłem.

I właśnie wtedy zdecydowała się Pani otworzyć swój salon fryzjerski?
W połowie grudnia ubiegłego roku otworzyłam salon Revolution Hair w samym centrum Mediolanu. Mam coraz więcej zadowolonych klientek, a wśród nich dużo Polek, dla których oferuję moje usługi po specjalnych cenach. Niestety również we fryzjerstwie kryzys jest bardzo odczuwalny, dlatego też staram się zachęcić moich klientów różnego rodzaju promocjami.

Czy napotkała Pani na trudności biurokratyczne związane z otwarciem własnej działalności gospodarczej?
Na szczęście nie miałam trudności w otworzeniu salonu, ponieważ powierzyłam wszystko zaufanej księgowej, która pracuje dla rodziny męża od wielu lat.

Jakie rady mogłaby Pani dać osobom, które zamierzają otworzyć własną działalność we Włoszech? Na co muszą uważać?
Najważniejsza jest wiara w to, co się robi, ponieważ jeżeli kochamy, to co robimy, z pewnością nam się uda. Oczywiście trzeba wszystko dobrze przemyśleć, sporządzić biznes plan i najważniejsze podjąć współpracę z osobami, którym ufamy. Księgową – to chyba najważniejsza osoba, na której można polegać. To właśnie ona radzi, co zrobić, by nie być stratnym.

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia.
Dziękuję.

rozmawiała
Anna Malczewska

Salon fryzjerski Julii Bileckiej Revolution Hair znajduje się w Mediolanie przy via Hoepli 3 (1 piętro). 141

Rafał Krawczel: Po włosku znałem tylko trzy słowa: uno, due, tre

Wyjaśnienia Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Rzymie w sprawie zaginionej Iwony Domagały